O slasherach. A w tle opis filmu „Dom śmierci” Davida Nelsona (Uwaga: Także dla tych, którzy nie oglądali, albo nawet nie mają zamiaru oglądać omawianego filmu)

Opowiadana przez reżysera, Davida Nelsona, historia pt. Dom Śmierci (W oryginale: Death Screams) pięknie wpisuje się w skrypt, jaki wypracował sobie pod koniec lat 70′ gatunek wywodzący sie z horroru: slasher.

Slasher, jeżeli odwołać się do Wikipedii, jest to rodzaj horroru filmowego o charakterystycznej fabule, w której liczba bohaterów zmniejsza się w „dziwnych” okolicznościach.

Dom śmierci to jeden z wielu epigońskich odłamów, jakie powstały po sukcesie komercyjnym filmów Piątek 13, Teksańska masakre piłą mechaniczną, czy Halloween. Zrealizowany w 1974 roku, Piątek 13 Seana Cunninghama w pełni określił ramy gatunkowe slashera, wyznaczając ścieżkę, którą od tej pory wiernie powielają wszystkie tego typu historie.

Na przykładzie Domu śmierci postaram się przedstawić, jakie to elementy razem wzięte czynią slasher tym czym slasher jest.

Slasher – karnawał zabawy i bólu, seksu i strachu, młodości i śmierci.

Film rozpoczyna scena seksu pomiędzy dwójką młodych ludzi. Ona prowokuje go swoim ciałem do miłosnych wyznań, on próbuje osiągnąć orgazm. W końcu, w trakcie szczytowania, ich rozkosz zostaje zamieniona w ból, niewidzialna ręka zabójcy pozbawia w brutalny sposób oboje zakochanych życia… 🙂

W kolejnych odsłonach swojego filmu Nelson skupia się na szczegółowym zaprezentowaniu miejsca akcji. Jest to senne, nudnawe miasteczko z całą plejadą standardowych postaci: obleśny szeryf, puszczalska kelnerka (Ramona), przystojny nauczyciel, miejscowy głupek… Na czoło wysuwa się bananowa młodzież, czyli banda opętanych ideą niefrasobliwej zabawy i seksu studentów. To wlaśnie im, jak w wielu innych produkcjach tego typu, przypadnie w udziale rola mięsa armatniego.

Grupa młodzieży, którą bierze sobie za cel maniakalny zabójca, jest najbardziej charakterystycznym elementem slashera. W zależności od klasy reżysera jest ona mniej lub bardziej zindywidualizowana. Błędem, jakiego nie ustrzegł się Nelson, jest zbyt liczna grupa bohaterów. W jego filmie masowość postaci dochodzi do absurdu, powoduje bowiem trudności z ich rozróżnianiem. Można jednak podzielić tę grupę zgodnie ze stereotypem przewijającym się w filmach grozy. Jest tam więc i macho, i piękną, rozwiązła dziewczyna (Ramona), nieco infantylny zabawiacz, i w końcu TA najlepiej ułożona z nich wszystkich, której przyjdzie poprowadzić korowód śmierci do samego końca i jako final girl przeżyć ostateczną konfrontacje z mordercą.

Typową tzw. final girl scharakteryzowałem już na przykładzie głównej bohaterki Teksańskiej masakry piłą mechaniczną. Jej postać często przewija się przez kolejne sequile serii, jak na przykład główna bohaterka, zremekowanego ostatnio Halloween, odtwarzana przez Jamie Lee Curtis (grała w 4 z 8 odcinków). Również bohaterka Koszmaru z ulicy wiązów odtwarzana przez Heather Langenkamp pojawiła się również w trzeciej odsłonie, a także w filmie odwołującym się do mitu Freedy’ego Krugera, który opowiada fikcyjne losy aktorów, grających główne role w pierwszej części.

Nowy koszmar Wesa Cravena, bo o tym filmie mowa, pokazuje jak istotna dla gatunku jest final girl, nie tylko jako ta postać, która, będąc najbardziej pozytywną bohaterką, pozwala publiczności utożsamić się z nią i z większym zaangażowanie obserwować zdarzenia, rozgrywające się na ekranie, ale też, będąc główną antagonistką potwora, staje się strażniczką tych wartości i praw, których potwór jest zaprzeczeniem.

W filmie Nelsona, rola ta – czysto teoretycznie – przypadła nudnej i przeciętniackiej, żyjącej w celibacie, pani sprzedawczyni z pobliskiego sklepu, opiekującej się zrzędliwą babcią.

Również tytułowy Dom śmierci nie pełni istotniejszej funkcji w toku fabularnym filmu. Jest po prostu przypadkowym miejscem konfrontacji pomiędzy grupą ofiar a ich oprawcą. Bardziej miarodajna jest już oryginalna nazwa Death Screams. Chociaż w obydwu przypadkach trudno o głębsze znaczenie i sens wywoływanego motywu, jak ma to miejsce choćby w przypadku Halloween w Halloween, czy snów we wspominanym już Koszmarze z ulicy Wiązów.

Także i w tym wypadku bohaterowie zostają zaatakowani na opustoszałych terenach. Miejscu, w którym znaleźli się na swoje wyraźne życzenie. Odcięta od cywilizacji grupa beztroskiej młodzieży musi radzić sobie sama, a nie mogąc liczyć na pomoc innych ludzi, staje się łatwym celem dla zdemoralizowanego oprawcy. Jest to stały element slasherów, co bardzo wyraźnie uwypukla ideologiczne przesłanie gatunku. Odcięcie się jednostek od znanej cywilizacji – (zarówno to dosłowne [Woolf creek], jak i mniej dosłowne [Teksańska masakra]) – jest skrajnie niebezpieczne, bowiem wszystko co znajduje się poza jej obszarem prowadzi do rozpadu, bólu i śmierci.

Amoralność młodzieży (narkotyki, przedmałżeński seks, ryzykowne zachowania, brak szacunku do autorytetów) zostaje tutaj przedstawiona jako prosta droga do całkowitego wypaczenia, które symbolizuje postać kata. W tym kontekście sugerowane jest, że los jaki spotyka bohaterów jest słuszną karą za ich grzechy. Figury kata nie można jednak odczytywać jako strażnika ładu moralnego, gdyż on sam, działając poza ramami społeczeństwa, jest wykrzywionym obrazem tego, co może stać się z człowiekiem, w momencie gdy nie uda mu się zapanować nad swoimi zwierzęcymi popędami i ciemną stroną jego natury -> zamieni się w bestie.