Trochę spóźnione sprawozdanie z pierwszego polskiego festiwalu horrorów w Multikinie (26-29. 10. 2007r).

Bez zbędnych wstępów.

Festiwal rozpaczął się od pastiszowej komedii horrorowej „Topór” w reżyserii i wg scenariusza Adama Greena. Przypadkowa grupa ludzi trafia na nawiedzone ziemie przez zdeformowanego, mordującego ludzi, mężczyznę, a raczej jego ducha.

Zdecydowanie jeden z tych filmów, które warto polecić. Genialnie prześmiewczy, ale nie w stylu Scary Movie, bardziej inteligentny, a diabelnie sarkastyczne podejście do wymogów gatunku powoduje naprawdę zakręconą zabawę. Jeden z najleprzych podczas całego festiwalu.

Potem był japoński „Ghoust train – Tunel” klimatyczny i przerażający choć schematyczny horror o klątwie związanej z pewnym miejscem. Recenzenci zarzucają mu wtórność co do Ringu i Klątwy, ale w gruncie rzeczy jest to po prostu bardzo dobra realizacja azjatyckiej konwencji.

Na zakończenie pierwszego dnia organizatorzy zaserwowali prawdziwy krwisty stek. Przedpremierowy pokaz Halloween Roba Zombie. Również ciekawy, mocny i zastanawiający. Podsumowując, z perpektywy mogę powiedzieć, że pierwszy dzień był zdecydowanie najlepszy jeżeli chodzi o dobór filmów.

Kolejnego dnia podano cztery filmy z serii Masters of horrors, niestety nie mogłem w tym dniu uczestniczyć w imprezie.

28.10.2007 -> Czarna owca festiwalu. Trzy mocno przeciętne filmy. Najpierw azjatycka wersja Szóstego zmysłu (Eye), potem amerykańska produkcja o wampirach (o której pisałem jako pierwszej) i na koniec produkcja w formacie 3D Noc żywych trupów. Dodatkowo zabrakło okularów do oglądania. Tak, to nasze kino (Wrocław, Arkady) jest tym które Multikino przeprasza za irytujący incydent.

Ostatni dzień również zaczął się nienajlepiej, seanse przesunięto o godzinę, bo nie dojechały kopie filmu. Za to same produkcje okazały się naprawdę niezłe. Najpierw „Cold Prey”, nad którym już się zachwycałem, potem z niezrozumiałych dla mnie względów, faworyt krytyków filmowych „Potwór- The Host” na którym ludzie zaczeli wychodzić z sali z nudów, a na końcu „Krzesło Diabła”.

Konkludując, muszę jednak zaznaczyć, że festiwal był naprawdę udany. Poziom filmów był różny. Zwyciężyło „Krzesło Diabła” choć moim osobistym faworytem było Cold Prey i uważam, że to ono zasłużyło sobie na nagrodę, ale to już inna sprawa. Lepiej że „Krzesło Diabła” niż „The Host”.