Do najnowszej książki Stephena Kinga „Dallas 63” podchodzić trzeba było z dużą dozą nieufności. Podróże w czasie – motyw oklepany jak sama literatura. Zamach na Kennedy’ego – temat ograny co najmniej tak samo, a przy tym tak do bólu „amerykański”, że polskiego czytelnika nie powinien interesować w najmniejszym stopniu. A jednak. A jednak tak zwany „mistrz horroru” po raz kolejny potrafi przykuć do lektury siedmiusetstronicowej „cegły”, nie mamiąc czytelnika bajkami o wielkiej sile miłości czy tanim happy endem.

Tak, „Dallas …” to powieść o podróży w przeszłość. Nauczyciel literatury pewnego dnia zostaje zaproszony do odwiedzenia spiżarni.znajomego. Dziwną tę prośbę, mimo pewnych oporów, Jake Epping decyduje się spełnić. Jakież jest jego zdziwienie, gdy odkrywa, że poprzez przejście w spiżarni ma szansę przenieść się kilkadziesiąt lat wstecz. Może posmakować dawnego piwa, którego smak przewyższa współczesny wielokrotnie. Może poczuć ówczesną atmosferę i poznać żyjących wówczas ludzi. Może też wiele rzeczy zmienić. Może uchronić przed kalectwem swoich przyjaciół, może zabrać z sobą do współczesności pewne pamiątki. Może też poczekać kilka lat i spróbować odkryć prawdę o zamachu na Kennedy’ego. A może nawet będzie mógł zapobiec śmierci JFK? Tylko czy rzeczywiście świat stanie się wówczas lepszy? Jak w takim wypadku potoczy się historia? Pytania te będą z pewnością nurtować czytelników ostatniej powieści Kinga przez wiele godzin. I mimo pewnej przewidywalności, narzuconej tu przez konwencję, raczej żaden z czytelników poszukujących w literaturze rozrywki czy emocji od lektury nie powinien odejść zawiedziony.

Można powiedzieć, że jest w tej powieści wszystko, czego można oczekiwać od literatury popularnej. Jest sprawdzona konstrukcja – przede wszystkim. Jest nośny temat. Jest dobrze budowane napięcie, są bohaterowie, którym nie sposób nie sekundować. Bohaterowie nakreśleni interesująco, wiarygodni, prawdziwi. Bohaterowie, których poznamy naprawdę dobrze i z którymi naprawdę przykro będzie się rozstać. Jest też miłość i – niejednokrotnie – jest zaskoczenie. A to już naprawdę dużo jak na – było nie było – literaturę o charakterze nade wszystko rozrywkowym.

Oczywiście, nie może tu być mowy o pojmowanym tradycyjnie prawdopodobieństwie. Autor nie udaje, że przesadnie wgłębiał się w teorie poświęcone równoległym światom, w paradoksy, jakie przyszło już rozważać fizykom czy miłośnikom tematu. Zasłania się faktem, że jego bohaterowie to w gruncie rzeczy ludzie prości, których mechanizm podróży w czasie nie interesuje. Do czasu, kiedy odkryją konsekwencje swych działań.

Przy tym wszystkim wypada jednak pamiętać, że King próbuje tu mierzyć się z jednym z najbardziej żywych amerykańskich mitów, ze źródłem setek spiskowych teorii i tematem wiecznie gorącym. King usiłuje też moralizować, tłumaczyć mechanizmy historii, zadawać naprawdę ważne pytania. Dobrze, że udaje mu się uniknąć wielu mielizn, na których polegli pisarze wielcy. Źle – bo mimo wszystko nie wydaje się, by poza niezłą historią i sporą dozą dobrej rozrywki Stephen King miał w tej powieści czytelnikowi do zaproponowania coś więcej. Tego zdecydowanie szkoda.