To, jak Taika Waititi potrafi robić filmy, zaskakuje. Zaskakuje większość widzów, zaskakuje też kinowych wyjadaczy. Jego „Orzeł kontra rekin” zapowiadał spory talent, który wymagał jeszcze dopracowania warsztatu. „Boy” to już dzieło dojrzałe, to pełna ciepła tragikomedia, w której na życzliwość liczyć mogą nawet nadużywający marihuany gangsterzy-nieudacznicy po przejściach.

Tytułowy bohater (w tej roli świetny James Rollenston) to jedenastolatek, chłopiec najstarszy z kilkorga rodzeństwa, wychowywanego po śmierci matki pod opieką babci. Ojciec (grany przez reżysera), odsiadujący wyrok, jest dla Boya bohaterem – podobnie jak Michael Jackson, do którego chłopiec pragnie się jak najbardziej upodobnić. Bo dzieci, mieszkające blisko wybrzeża Nowej Zelandii, od życia w przestrzeni pięknej, lecz bardzo ubogiej, uciekają w marzenia. Boy tańczy jak Jackson (a przynajmniej pragnie, by tak było i by mógl poznać swego idola), a jego brat pragnie posiadać supermoce. Fakt, że kolejne próby ich użycia kończą się niepowodzeniem, nie stanowi dla niego tragedii – po pewnym czasie chłopiec spróbuje ponownie. Czy kiedyś mu się uda? Czy nasi bohaterowie mają szansę, by zyskać szczęście? Z całego serca im tego życzymy, nie mogąc oderwać oczu od ekranu.

Film jest cudownie zrealizowany. Dojmująca bieda nowozelandzkich ruder kontrastuje z pięknem nadmorskich krajobrazów, naprawdę przykuwających uwagę w obiektywie Adama Claeka). Aktorzy – zwłaszcza młodzi – sprawiają się świetnie. Ironiczna, dowcipna, lecz i pełna ciepła narracja (wielkie brawa dla Waititiego – tym razem w roli scenarzysty) sprawia, że kolejne wyzwania rzucane małym bohaterom przez los przyjmujemy równie naturalnie jak oni – z wielką pogodą ducha, ujmującym stoicyzmem i nadzieją na odmianę losu.

„Boy” to bowiem opowieść o marzeniach. Tych, które spełnienia nie przyniosły (pragnienie posiadania supermocy, bycie wielkim gangsterem), ale i o tych, które nawet, jeśli się spełniają, to w sposób co najmniej nieoczekiwany. Powrót ojca niesie dla chłopca wielkie rozczarowanie, bowiem w najmniejszym stopniu nie spełnia on oczekiwań dzieci. Ale obok goryczy niesie wiele radości. Fakt, że mężczyzna nie sprawdził się w roli gangstera i opuścili go wspólnicy, jest dla niego rozczarowaniem, ale i otwiera drogę do realizacji w roli ojca. A marzenie o spotkaniu Michaela Jacksona? Cóż, nic straconego – Boy ma przecież przed sobą jeszcze całe życie.