Rozpoczyna się świąteczny okres radości, spokoju i magii… Nic bardziej mylnego. Jeżeli wierzycie, że Boże Narodzenie, to bezpieczny okres, najwyższy czas pozbawić Was złudzeń.
0.
W 2006 roku, dzięki remakowi Black Christmas w reżyserii Glena Morgana, szerszej publiczności został przypomniany klasyczny, zrealizowały ponad 30 lat temu, pierwowzór. Mimo nie najwyższej jakości filmu Morgana, dobrze się stało, bo oryginał z 1974 roku jest uznawany za jeden z najważniejszych slasherów w historii kina, a przez znawców gatunku postrzegany jako dzieło kultowe. Jest to o tyle znaczące, że zrealizowane przed słynnym Piątkiem 13-ego czy Halloween (które określiły ramy gatunku i spospularyzowały go wśród masowej widowni), co zresztą widać… Gdyby bowiem Black Christmas powstała parę lat później można by powiedzieć, że łamie konwencję. Ponieważ jednak powstało wcześniej należy napomknąć, że jest to slasher wyjątkowy, z grubsza tylko spełniający, opisane przy okazji Domu śmierci, wymogi.
1.
Akcja filmu rozpoczyna się od świątecznego przyjęcia w jednym z dziewczęcych akademików. Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem, gdy wszyscy już szykują się do wyjazdu na święta, do domu wdziera się tajemniczy intruz. Bawiące się na dole dziewczęta, nie zdają sobie sprawy z wizyty nieproszonego gościa, który ukrywa się na zagraconym, dziwacznie wyposażonym jak na akademik, strychu.
Wkrótce beztroską zabawę przerywa niespodziewany telefon. W wulgarny i histeryczny sposób tajemniczy głos, w akompaniamencie przerażających krzyków, grozi swoim rozmówczyniom śmiercią.
Szybciej niż by się można spodziewać jedna z nich doświadcza tego, że psychopata bardzo poważnie podchodzi do realizacji swoich wróżb….
(Trochę spoillerów)
2.
W ten sposób zaczyna się film, którego fabuły nie będę streszczał, bowiem nawet jeżeli ktoś miał „przyjemność” oglądać wspomniany remake, to dzięki znacznym różnicom fabularnym, może bez najmniejszych oporów sięgnąć po oryginał, a zapewniam, że tym razem, spotkanie z Czarną Legendą Świąt Bożego Narodzenia będzie wyjątkowo satysfakcjonujące.
Należy przyznać, że mimo slasherowej konwencji w Black Christmas, podobnie jak w innych, wczesnych realizacjach tego gatunku, nie uraczymy się morzem krwi. W momencie zabójstw kamera ucieka na przerażoną twarz ofiary, albo w głąb pokoju. Bo też nie sama brutalność ma stanowić o grozie tej produkcji. Ważnym elementem w tym wypadku jest Tajemnica. Twarz, a nawet postura zabójcy nie zostaje ukazana. Większość scen z jego udziałem (od samego początku) obserwujemy bowiem z jego perspektywy. Dom, przyjęcie na dole, moment wkradania się do środka oglądamy w akompaniamencie dźwięku kroków i oddechu intruza. Jest to niezwykle udany zabieg, bowiem potęguje on odczucie zagrożenia, wynikającego z paraliżującej bliskości pomiędzy katem, a jej potencjalnymi ofiarami. Nie wiadomo jakie są motywy zachowania psychopaty, ani kim jest. Różne tropy podsuwają różnych podejrzanych… Jednak tak i widz, jak i policja, która wkracza do akcji, zmuszeni są aby poruszać się wśród nich po omacku.
Zwłaszcza, że morderca zdaje się nieuchwytny i co – najbardziej niepokojące – znajduje się wciążn bardzo blisko nieświadomych zagrożenia ofiar.
Główne bohaterki wciąż przemierzają kolejne lokacje w swoim domu, nie zdając sobie sprawy, w przeciwieństwie do widzów, że odpowiedzi na wszystkie, gnębiące je pytania znajdują się poziom wyżej, na strychu. Akcentu grozy dodaje fakt, że wszystko dzieje się dosłownie na chwilę przed świętami. W tle pojawiają się typowo bożonarodzeniowe rekwizyty: choinka, śnieg, kolorowe ozdoby, lampki, kolędy, prezenty… Potęguje to uczucie wyczekiwania tej chwili, gdy świat na nowo stanie się magicznym i bezpiecznym miejscem. Oczywiście główny zamysł filmu polega na tym, że nie każdemu będzie dane tej chwili doczekać.
3.
Kkluczowym elementem produkcji Clarka są jego aktorki. Dobrze napisane postacie dodają filmowi realizmu. Silne i wyraziste kobiety: Jess (Olivia Hussey) i Barbie (Margot Kidder) stanowią dla siebie świetny kontrast. Barbie – nieopanowana, nieco wulgarna i cyniczna; Jess – dojrzała i wrażliwa -stanowią interesującą odskocznie od typowych bohaterek slasherów. Poprzez ich zwyczajność i problemy łatwo się z nimi utożsamić, a co najważniejsze – polubić. W niczym nie przypominają typowego mięsa armatniego produkowanych przez scenarzystów dla potrzeb krwawych fabuł. Ich zachowanie znacznie odbiega od standardów zachowania bohaterek w slasherach. Nie pchają się one w obcjęcia śmierci, a prawdopodobieństwo psychologiczne zasługuje na oklaski na stojąco. Stąd też tragizm ich sytuacji. W Black Christmas ważna bowiem jest nie tylko egoistyczna potrzeba przeżycia, ale obawa o los przyjaciółek. Zostało to zresztą inteligentnie rozwiązane przez wprowadzenie subiektywnego poczucia bezpieczeństwa. Zamknięte w swym domu, pod ciągłą opieką policji, nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, stąd też bardziej niż własnym losem przejmują się losem zaginionej współlokatorki.
Źródeł tego realizmu doszukiwałbym się nie tylko w dopracowanym scenariuszu, ale także w odwołaniu się do podwójnej konwencji: slashera i kryminału. W filmie Clarka, w napięciu trzyma nie tylko strach, ale też zwykła potrzeba zaspokojenia ciekawości: kto okaże się morcercą i jakie są motywy jego działania…
4.
Świąteczna oprawa ma dodać cynicznego wydźwięku do tego bezsensownego korowodu śmierci. To właśnie kolędnicy zagłuszają okrzyki jednej z mordowanych dziewczyn. Bożonarodzeniowa świeczka natomiast staje się groteskową ozdobą położoną przy ukrytym ciele jednej z ofiar.
Boże Narodzenie to okres, gdy światłość wyparła cień a dobro wraz z narodzinami Chrystusa przybyło, aby zatrumfować nad złem. Black Christmas to swoista przypowieść o oczekiwaniu na ten długo wyglądany moment, kiedy nadzieja wreszcie zostaje spełniona a cicha noc staje się świadkiem narodzin wszechpotężnego dobra.