Mistrz z Providence mimo nieciekawej sytuacji, nawet za życia doczekał się grupki fanów-uczniów, którzy oczarowani jego twórczością nie tylko promowali jego opowiadania i powieści, ale też kontynuowali opisywanie tajemniczego, mrocznego świata Cthultu. Jednym z nich był August Derleth.

August Derleth swoją znajomość z Lovecraftem zaczął w wieku 16 lat, w 1925 roku, kiedy to rozpoczęła się owocna korespondencja obu pisarzy. Nigdy osobiście się nie spotkali, ale mimo to August Derleth założył wydawnictwo, które zajęło sie wydawaniem utworów starszego kolegi. Dertleth ponadto podjął się zadania połączenia niedokończonych fragmentów prozy Lovecrafta w spójną całość. W ten sposób powstała krótka (175 stron!) powieść pt. Czyhający w progu autorstwa H.P. Lovecrafta i A. Derletha.

Swoją drogą, tak na marginesie, to chyba trochę niefajnie przejść do historii głównie dlatego, że podczepiło się pod twórczość kogoś wybitniejszego. Smutny los. No, czasem tak bywa…

Powieść zaczyna się długim opisem starodawnego lasu i równie starej posiadłości Billingtona. Przed laty wydarzyło sie tu coś strasznego… a teraz – w pierwszej połowie XX wieku – trafia potomek otoczonego złą sławą magnata: Ambrose Dewart. Znudzony życiem w wielkich salonach Ambrose postanawia odrestaurować odziedziczoną posiadłość i osiąść w niej na jakiś czas. Jego uwagę zwracają tajemnicze zapiski i manuskrypty odnalezione w przebogatej, choć zapomnianej, bibliotece swojego przodka Alijaha Billingtona. Zwłaszcza, że w pewien sposób łączą się z dziwacznymi wskazówkami jakie, wraz z domem i okolicznymi ziemiami, otrzymał od matki.

„Nie wolno sprawić, aby woda przestała opływać wyspę z wieżą, w żaden sposób naruszać wieży ani też błagać wśród kamieni”.

To co najbardziej, na pierwszy rzut oka, przykuwa uwagę podczas czytania omawianej przeze mnie powieści jest totalna sztampowość fabuły. Wszystko już było tysiące razy… ciągle te same schematy… opuszczony nawiedzony dom, rodzinna tajemnica, niczego nieświadomy przybysz ze zwykłego świata, krwawe zdarzenia z przeszłości, które zaczynają dziać sie na nowo; legendy i bestie trawione przez popkulturę setki razy… Oczywiście utwór powstał na tyle dawno, że można spróbować bronić to właśnie czasem powstania, ale w gruncie rzeczy nie ma takiej potrzeby. Raz – że byłoby to jednak ryzykowne. Dwa – że utwór broni się sam. No bo właśnie o tym chciałem napisać, że mimo tej sztampowości i całkowitej „bajkowości” omawianego tekstu czyta się go z przyjemnością i miłym zadowoleniem. Wszystko jest dokładnie na swoim miejscu, a sposób opowiadania sprawia, że czytelnik wtapia się w prezentowane story i cały billingtonowski świat, niczym kamień w wodę…

No właśnie, opis.

„Nie wolno otwierać drzwi prowadzących do dziwnego czasu i miejsca, zapraszać Tego, Który Czyha w Progu, ani też wołać pośród wzgórz”.

Już Houellebecq w swoim eseju o „samotniku z Providence” zauważył, że najmocniejszą stroną jego twórczości jest głęboko posunięty realizm. Lovecraft opisuje swoje światy tak, jak gdyby istniały naprawdę. I rzeczywiście świat opisany na kartach powieści z każdą kolejną stroną oplata czytelnika ciasną siecią mrocznej, zagadkowej rzeczywistości i kosmicznego strachu, albo raczej kosmicznego niepokoju. Lovecraft tworzy alternatywną, mroczną mitologię, którą przekazuje z taką pasją i wiarą, że, biorąc pod uwagę źródła i historie innych religii, sprawia wrażenie tak samo prawdopodobnej.

No, ale… W tym zapewne tkwi jeden z sekretów popkultury… Musi ona proste, fałszywe zdarzenia opowiadać w taki sposób, żeby brzmiały prawdziwie.

„Nie wolno niepokoić żab, zwłaszcza ropuch na bagnach pomiędzy wieżą a domem, ani świetlików, podobnie jak ptaków znanych pod nazwą lelków, utraciłby bowiem swe straże i ochronę”.

Kolejny ciekawy zabieg to ten, który w swojej recenzji „Czyhającego…” opisuje Luna. Chodzi mianowicie o ciągłym utrzymywaniu czytelnika na powierzchni tajemnicy. Poprzez zmienianie co pewien czas (w sumie trzy razy, no ale książka niegruba) narratora, tajemnica i sedno omawianych zdarzeń pozostaje poza zasięgiem wzroku głównych bohaterów i czytelnika. Na dobrą sprawę cały czas na nowo poznajemy i omawiamy te same fakty, a sama akcja toczy się jakby na obrzeżach opowiadanych zdarzeń, gdzieś poza, „na zewnątrz” relacjonowanej przez bohaterów opowieści. Pobudza to wyobraźnie i… kto powiedział, że wszystko musi być jasno podane na tacy…

„Nie wolno dotykać okna ani próbować w żaden sposób go zmieniać”.

„Czyhający w progu” to baśń. Każda opowieść z kultury masowej to w gruncie rzeczy baśń. Opowiada historię herosów, którzy korzystając z cech charakteru walczą z przeciwnościami losu, lub sie im poddają. Niektóre kończą się dobrze, inne źle. Niektóre nagradzają swoich bohaterów, inne zsyłają na nich okrutną karę.

Jak jest w tym przypadku?

„Nie wolno sprzedawać ani w żaden inny sposób zarządzać posiadłością, nie poinformowawszy uprzednio o związanych z nią zaleceniach i klauzuli, iż wyspa oraz wieża pozostać muszą w stanie nienaruszonym, podobnie jak okno, chyba że to ostatnie miałoby zostać zniszczone”.

Polecam

😉

H. P. Lovecraft, A. Deerleth; Czyhający w progu; tytuł oryginalny: The lurker at the threshold; rok wydania 1945; wyd. polskie 2004; przełożył: Robert P. Lipski