Druga odsłona
W swoim czasie Dom woskowych ciał doczekał się dość mocnej promocji medialnej. Na antenie MTV, zgodnie z aktualną polityką stacji, nadawano (jakżeby inaczej) realisty show z planu filmowego. No, cóż… Nie każdy horror może się pochwalić taką medialną oprawą. Drugim, chyba zresztą, znacznie efektowniejszym, jej filarem było obsadzenie w jednej z ról Paris Hilton. W dużej mierze bowiem to dzięki udziałowi słynnej gwiazdki w produkcji omawiane dziełko miało szanse zaistnieć w świadomości widzów i opinii publicznej. I chociaż rola Paris nie jest bynajmniej rozbudowana, zdecydowanie to ona stała się znakiem firmującym całe to stricte komercyjno-rozrywkowe przedsięwzięcie.

Tyle o Paris. Teraz czas na sam miąższ omawianej przystawki 😉

Fabuła Domu woskowych ciał jest prosta i schematyczna. W pełni wykorzystuje wszystkie ograne już chwyty i zagrania jakie nie raz, nie dwa można oglądać podczas nocnych (ewentualnie porannych czy popołudniowych) seansów. W pewnym stopniu zaczerpnięta jest z dwóch klasycznych horrorów: przedwojennego Gabinetu figur woskowych (1933) i powojennego Gabinetu figur woskowych (1953). Historia, zgodnie z aktualnymi hollywoodzkimi standardami kręcenia odpicowanych remake’ów, została poddana odpowiedniej modernizacji: jest brutalniej i realistycznej. Reżyser wziął sobie do serca lekcję pt. Piła i raczy widzów bardziej lub mniej efektownymi zejściami bohaterów, poprzedzonymi większą bądź mniejszą obróbką delikwenta przez tajemniczą (mocne słowo w przypadku tej produkcji) osobę w masce. Można zatem z czystym sumieniem rzec, że produkt jest trendy.

Film ten jest bez wątpienia zrodzony na fali popularności innego remake’u (o którym kiedyś napiszę, bo warto) Teksańskiej masakry piłą mechaniczną i Dom woskowych ciał nie zamierza tego ukrywać. Dlatego też nie będę się rozpisywał nad fabułą filmu, bo jest tutaj CAŁKOWITY standard i powtórka z rozrywki. Pojawia się standardowa mroczna historia z przeszłości i równie standardowa grupa głównych bohaterów, która natrafia na opustoszałe, nieco widmowe, miasteczko, okazujące się siedliskiem (ba!) groźnego psychopaty i jego rownie psychopatycznej rodziny.

Wszyscy ewentualni widzowie powinni mieć świadomość tego, że nie należy spodziewać się oryginalności ani powalającej logiki. Chociaż trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do niektórych filmów, w tym przypadku sens i fabuła akurat jako tako trzymają się kupy. Bez fajerwerków, ale to nie Sylwester.

Należy zauważyć, że, jak na okoliczności, horror jest wyjątkowo dobrze zrobiony. Całkiem elegancki produkt, z całkiem znośną grą aktorów [tutaj: nieźle spisująca się w roli „dziewczyny w białej koszulce” – Elisha Cuthbert; ale również młody przystojniak o swojsko brzmiącym nazwisku – Jared Padalecki, w roli, ordynarnie pchającego się w łapy psychopatycznego mordercy, pewnego siebie dupka (!) Skomplikowana postać] Na uwagę zasługują również wymieniane w tytule figury woskowe, które są fajne i dodają filmowi pewien dwuznaczny klimat.

Poza tym pojawia się kilka mniej lub bardziej świadomych odwołań, jak (te formalne) Blair with Project i (te tematyczne) Co się stało Baby Jane [tym starym].

Na duży plus zasługuje finałowa scena, wyjęta niczym z najkoszmarniejszego koszmaru z ulicy Wiązów, choć można odnieść wrażenie, że momentami ciut-ciut przesadzona. Właśnie przeczytałem to co napisałem i trochę się zdziwiłem, bo właściwie to miałem ten film zjechać, ale problem w tym, że on nie jest taki zły. Nie jest to arcydzieło gatunku, ale, ostatecznie, no i co z tego? Widziałem wiele, o wiele gorszych filmów. Zdecydowanie.

Polecam

A jednak, na deser… złota malinka dla Paris Hilton, jako najgorszej aktorki drugoplanowej, w roku pańskim 2006.

House of Wax, 2005, USA, reż. Jaume Collet-Serra, scen. Chad i Carey Hayes, obsada: Elisha Cuthbert, Jared Padelecki, Brian van Holt i inni