Trudno nie zachwycać się powieściami Lindqvista. Są one prawdziwym odświeżeniem dla zjadającego już swój własny ogon horroru. Tak było w przypadku zrecenzowanej bardzo dobrej Ludzkiej przystani. Tak też jest i w przypadku Wpuść mnie – najważniejszej powieści szwedzkiego wizjonera.

Zanim zajmę się rozkładaniem tej powieści na łopatki (chociaż wątpię, że zrobię to lepiej od Pauliny Szkudlarek z bloga Dwie poważne damy [uwaga: pod linkiem spojlery]), chciałbym zaznaczyć, że mój odbiór tekstu został nieco spaczony przez obejrzenie filmu. (Chodzi mi naturalnie o wersję szwedzką, bo amerykańska nie ma kompletnie nic do opowiedzenia). Znałem fabułę, stąd raczej skupiałem się na detalach, niż na samej głównej intrydze.

Wpuść mnie jako powieść

A detale są rewelacyjne. Lindqvist traktuje horror dokładnie tak, jak ja lubię, aby horror przez pisarzy był traktowany. Jako dzieło totalne. A więc takie, którego obraz świata nie musi być uproszczony do poziomu banalnej konwencji i stereotypowych bohaterów. Lubię, kiedy obraz wykreowany jest z rozmachem, wyobraźnią i kompletną pogardą dla gatunkowych wymogów. Lindqvist zrobił więc powieść, która jest horrorem tylko przy okazji. W swoim głównym nurcie raczej opowiada po prostu historię o ludziach1; ich bólach, marzeniach, traumach i strachu, a, co najważniejsze, w tym zbiorowisku tematów nie popada w przegadanie i megalomanię, które można zarzucić, podobnie postrzegającemu horror, Stephenowi Kingowi2. Lindqvist, mam wrażenie, lepiej wyważył granicę pomiędzy literaturą popularną i wysoką. Zdecydowanie bardziej uwierzył w swoich bohaterów, których wyzbył z jakiejkolwiek stereotypizacji. Bohaterowie Wpuść mnie są niezależni. Niezależni tak bardzo, że kompletnie nie starają się wdrożyć samych siebie w herosowe struktury zachowań. Nie widzą nic więcej, ponad to, co dzieje się w ich życiu, dzięki czemu nie zdają sobie sprawy, w którym momencie trzeba wejść w rolę bohatera powieści. Na szczęście nie ma takiej potrzeby, bo codzienne życie bohaterów Lindqvista jest już wystarczające paskudne.

Wpuść mnie jako powieść społeczna

I tutaj dochodzimy do centrum powieści, którą bynajmniej nie jest postać wampira. Wampir jest katalizatorem zdarzeń, ale też w pewnym sensie jest jedynie pretekstem do snucia historii o ludziach, których spotyka na swojej drodze.

Wpuść mnie składa się z historii mieszkańców ponurej dzielnicy Blackeberg. Głównym bohaterem jest wychowywany przez matkę, zagubiony i tępiony przez kolegów, Oskar. Oskar jest dla dla powieści najważniejszą postacią, ale trudno nie odnieść wrażenia, że również pozostałym swoim bohaterom Lindqvist poświęcił bardzo dużo miejsca i czasu. W ten sposób w zasadzie mówienie o głównym bohaterze w przypadku Wpuść mnie jest czysto umowne. Każdy z nich ma swoją własną , autonomiczną rolę do odegrania, a wszystkie one tworzą jeden spójny obraz wegetacji na rubieżach współczesnej cywilizacji. Lepszy świat mieszkańcy Blackeberg oglądają jedynie w telewizji (Skąd my to znamy?) Wzmianki o szwedzkiej rodzinie królewskiej w tym szarym i smętnym świecie blokowisk są jak jasny promień, baśń powtarzana przez wymęczony plebs z ust do ust o jakimś odległym, bezpiecznym i szczęśliwym miejscu. Codzienność jest zupełnie inna. Nie tyle nudna, ale właśnie przede wszystkim niebezpieczna. Szybko przekonuje się o tym Oskar, którego dorośli nie są w stanie obronić przed dręczeniem i torturami, jakie spotykają go ze strony kolegów z klasy. Bezsilna jest grupa outsiderów zapijająca swoje nieudane życie „U Chińczyka”, jak i samotna i nieradząca sobie z problemami matka Oskara. Ale też dziwaczny Hakan. Hakan – opiekun dziecka-wampira, którego pedofilskie skłonności wyrzuciły poza nawias społeczeństwa jest na swój sposób najbardziej tragiczną figurą tego ludzkiego bestiarium. Podwójny potwór (Jako pedofil i jako morderca) wydaje się w tym wszystkim najbardziej niewinny (scena w miejskiej toalecie), a los jaki go spotyka ma w sobie coś Hiobowego. A bezsilność i bierność dorosłych i dzieci wydają się w pewnym stopniu oznaką przyzwolenia na dziejące się dookoła zło. Stąd pewnie sympatia, jaką u czytelnika wzbudza postać Oskara i jego wampirzej przyjaciółki. Wampirzyca zabija, ale w pewnym sensie humanitarniej, a w każdym razie uczciwiej i nie dla zabawy, w przeciwieństwie np do dręczycieli Oskara. Mroczna Eli wydaje się nie przynosić zła, bo zło już od dawna króluje w miejscu, do którego przybywa. Ona jedynie gra zgodnie z zasadami, jakimi rządzi się świat. Jednocześnie jako dziecko, podobnie jak Oskar, unika w pewnym sensie moralnej odpowiedzialności za swoje morderstwa.

Szwecja w powieści Lindqvista to Szwecja dołów społecznych, w której rządzi prawo silniejszego, w której, aby przetrwać, trzeba być niewidzialnym. Posępny, zimny i ciemny krajobraz jedynie podkreśla nieprzyjazne otoczenia, a ludzie są tak zapętleni w społeczne sieci wykluczenia, jakby nie było szansy na ucieczkę.

Wpuść mnie jako powieść psychologiczna

A człowiek, który wyłania się z kart powieści, jest bardzo samotny, zawsze niedoceniony i nieradzący sobie nie tylko z otaczającym go światem i ludźmi, ale również z samym sobą. Bohaterowie Lindqvista są jak zwierciadła, w których odbija się cała niewesoła rzeczywistość. Zdają sie idealnie dostosowani do otoczenia – smętni, neurotyczni, zbuntowani i bezradni. Oskar kreowany jest na ofiarę całej powieści, ale poza sympatią i współczuciem wzbudza również sporo niesmaku. (W ramach odreagowania doznanych krzywd zmienia się w młodocianego złodzieja). Granica pomiędzy byciem katem, a ofiarą jest cienka, co zdaje się sugerować Lindqvist nie tylko agresywnym wyładowaniem frustracji, ale też prezentując historie z perspektywy szkolnego oprawcy Oskara. Wydaje się, jakby dwaj chłopcy nie wiele się od siebie różnili. Ja sam nie byłbym zdziwiony, gdyby się okazało, że Oskar bez problemu potrawiłby zamienić się miejscami ze swoimi katami. Moim zdaniem finał powieści tę interpretację właśnie potwierdza.

Dużo uwagi Lindqvist poświęca motywacji bohaterów. Zwraca uwagę na ich sytuację rodzinną, wychowanie, osobowość i relacje z innymi ludźmi. Z takiej perspektywy Szwecja wydaje się społeczeństwem emocjonalnych kastratów. Wszyscy są słabi i zależni od jakiegokolwiek zainteresowania ze strony innych. Stwarza to wrażenie, jakby powieść była spisem wszelkiej maści dziwaków. Niedoskonałości człowieka są w ujęciu Lindqvista totalne. Rozpoczęte przez egoistyczną naturę człowieka i dopracowane przez koślawy system społeczny. W tym świecie najbardziej cierpią oczywiście dzieci, ale również o dorosłych trudno powiedzieć, że są szczęśliwi.

Wpuść mnie jako powieść inicjacyjna

Wątek inicjacyjny wydaje się być jednym z najważniejszych tematów Wpuść mnie, co przywodzi trochę na myśl litaraturę młodzieżową. Kluczowa jest tutaj oczywiście partnersko-przyjacielska relacja Eli i Oskara. Dwójka bohaterów przeżywa coś na kształt dojrzewania do odpowiedzialności za drugą osobę; do związku rozumianego nie jako wyzwania seksualne (chociaż pewnie trochę też). Trudno powiedzieć na ile Eli naprawdę darzy Oskara uczuciem, które chyba wcześniej nie było jej znane, albo przynajmniej, z którego się nie zwierza, a na ile jej sympatię motywuje wyrachowanie. O podobną rzecz można by zresztą zapytać Oskara. Być może te dwie rzeczy (przyjaźń i wyrachowanie) niekoniecznie muszą się nawzajem wykluczać.

Bez względu na to Wpuść mnie jest powieścią o dojrzewaniu. Bez względu na to, czym owe dojrzewanie się kończy. Ta jej bezkompromisowość, erotycznie dwuznaczne napięcie oraz szkielet fantastyczny przywodzą mi na myśl inną powieść inicjacyjną – Pannę Nikt Tomka Tryzny. Och, naturalnie Lindqvist nie jest aż tak bardzo ekscentryczny, ale w obydwu powieściach dzieci przedstawione są jako istoty, w których rozgrywa się permanentna walka dobra ze złem, siły i słabości, miłości i nienawiści, winy i niewinności. Muszą stawiać czoła nieprzyjaznej rzeczywistości, z czego są rozliczani na równi z dorosłymi.

Oskar musi pogodzić się ze swoimi kompleksami oraz zaakceptować to, że nikt nie przyjdzie mu z pomocą. To jest kluczowe. Od tego momentu może już wziąść pełną odpowiedzialność za swoje życie i chociaż w minimalnym stopniu uratować samego siebie przed otaczającym go światem.

Wpuść mnie jako horror

No to najwyższy czas dowartościować horror.

Dzieci u Lindqvista dorastają. Dorastają jednak w taki sposób, że raczej należy się po nich spodziewać wszystkiego, co najgorsze. Przy czym nikt tutaj nie jest winny. Taki po prostu jest świat.

A świat jest pełen zła.

Horror do powieści Lindqvista bynajmniej nie wnosi postać wampirzycy. Figura wampira została raczej użyta, aby oddać hołd konwencji i pozwolić w jakiś sposób włożyć opisywaną historię do półki literatury popularnej. A w każdym razie do tego jej odgałęzienia, który zajmuje się transgresjami, wykluczeniami, outsiderami i społecznymi „potworami”. Wampiryczność Eli jest odzwierciedleniem zezwierzęconego świata, w którym żyją bohaterowie i to zezwierzęcenie sprawia, że jest w nim miejsce na tak fantastyczne postacie, jak wampir. Już samo to, że Lindqvist przedstawił wampira zgodnie z manierą Anne Rice nie jako krwiożerczą bestię, ale jako romantycznego samotnika, może w jakiś sposób sugerować, że główny nośnik grozy jest gdzie indziej. Oczywiście Lindqvist nie poszedł tak radykalnie w uromantycznienie wampira jak Rice; raczej zatrzymał się w pół drogi, jednakże to z Eli się sympatyzuje, a z ludźmi znacznie mniej.

Odnoszę wrażenie, że, pomimo tego całego pesymizmu powieści, Wpuść mnie nie jest oskarżeniem skierowanym w strosunku do ludzi. Ich słabości i błędy noszą w sobie bardziej egzystencjalne piętno. Skazani na wolność nie potrafią poradzić sobie z odpowiedzialnością, jakie owa wolność ze sobą niesie. Zło jest, jak się zdaje, bardziej efektem struktury świata niż autonomicznych ludzkich wyborów.

Czy zatem Wpuść mnie straszy?

Na pewno fascynuje i z całą pewnością niepokoi. Nie tylko widmową postacią Eli, ale również (a może nawet bardziej) okrutnym losem, jaki spotyka Hakana i samym Hakanem – jako kwintesencją wypaczenia, patologii i dramatyczności. Cała powieść jest właśnie taka jak jej bohaterowie, pełna sprzeczności: horror i dramat, powieść psychologiczna w jednym. Niezmiennie rewelacyjna.

Polecam.

————————————————————————

1. W tym pewnie jest coś z ciągłego kompleksu horroru, żeby przestał on być tylko horrorem i stał się „wielką” literaturą. Stąd pewnie Lindqvist jest taki dobry, bo mu to dowartościowanie horroru świetnie wychodzi i bez problemu spełnia postulat wyprowadzanie horroru z getta. Tak sobie myślę, że zapewne powinienem się przeciwko temu zbuntować i doceniać horror właśnie za to, że jest „tylko horrorem” i gardzić tymi próbami wprowadzenia horroru do kultury wysokiej. Następnym razem tak zrobię. Na razie pozachwycam się jaka z Wpuść mnie pierwszorzędna powieść pierwszorzędna.

2. A o megalomanii Kinga napiszę w swoim czasie, bo właśnie czytam To i jestem na bieżąco z tym wszystkim, co w jego literaturze mi się podoba i co nie potrafię strawić.