czyli… I’m driving home for Christmas…

Powieść Johna Saula Rzeź niewiniątek wpadła mi w ręce przy okazji świętecznych zakupów. Skuszony więc mocnym tytułem, nazwiskiem nieznanego autora i ceną pocketowego wydania, nie zastanawiając się zbytnio, zdecydowałem się spędzić podróż w towarzystwie bohaterów Saula.

Rzeź niewiniątek

Po krótkim, sugestywnym prologu rozpoczyna się właściwa fabuła. Powieśc jest historią rodziny Congerów. Dawniej najświetniejszej rodziny w miasteczku Port Arbello, teraz błyszczącej bardziej odbitym światłem z przesłości. Czteroosobowa rodzina wraz z pomocą domową mieszka w wiktoriańskiej posiadłości wybudowanej przy stromym zboczu, wpadającym do morza.

Życie ich rozkłada się równomiernie pomiędzy pracą, która pozwala Jackowi i Rose Congerom utrzymać reprezentatywny dom, a niezbyt udane życie rodzinne. Wszystkie problemy spaja chora córka Jacka i Rose, Sara. Sara w autystyczny sposób odcieła się od świata rok temu, po tajemniczym wypadku, w którym udział brał jej ojciec, Jack. To zdarzenie rzuciło cień na życie i stosunki w rodzinie. Ani pofesjonalna pomoc lekarzy i psychiatrów, ani próby powrotu do normalności nie przyniosły oczekiwanych skutków. Postać milczącej Sary jest jak wyrzut sumienia, który nie pozwala zapomnieć o wstydliwej przeszłości. Jedyną osobą, która czuje się dobrze w towarzystwie chorej dziewczynki jest jej starsza siosta, trzynastoletniej Elisabeth. Dziewczynki są prawie nierozłączne. Tymczasem Rose i Jack przeżywają bardzo poważny kryzys małżeński. Jack podświadomie oskarża się o chorobę Sary, a Rose nie potrafiąc pomoc mężowi w końcu sama zaczyna go oskarżać.

Mimo tych zdarzeń, życie w miasteczku toczy się leniwie i spokojnie, kontrolowane przez niezbyt zdolnego szeryfa, Nortona. Pozorny spokój kończy się w momencie, gdy dochodzi do dziwnego zdarzenia. Córka jednego z mieszkańców zostaje odnaleziona pobita i w szoku. Nikt nie wie, co się naprawdę wydarzyło, a sama poszkodowana twierdzi, że nic nie pamięta. W Port Arbello mieszkańcy zaczynają się niepokoić. To zdarzenie następuje w czasie razem z odnalezieniem na strychu Congerów starego, rodzinnego portretu małej, tajemniczej dziewczynki, o której istnieniu nie wspominają żadne rodowe kroniki. Mimo to odnowiony portret trafia do gabinetu Jacka.

Wkrótce okazuje się, że jest to dopiero początek przerażających wydarzeń, które już na zawsze odmienią życie w Port Arbello. Elisabeth i Sara zaczynają spędzać czas przy tabliczce do wywoływania duchów. Ginie Cecil, kot Congerów. A owiany złą legendą pobliski las znowu zaczyna przyciągać. Jakby tego było mało w domu zdają się mieć miejsce niewyjaśnione zdarzenia.

Pani Goodrich spędziła niemal godzinę na strychu, lecz tylko część tego czasu poświęciła szukaniu Cecila. Szybki przegląd wystarczył jej, żeby stwierdzić, że go tam nie ma. Gdy już miała zejść z powrotem na dół, coś zwróciło jej uwagę. Nie była pewna, co to było, ale coś ją zaniepokoiło. Przystanęła i rozejrzała się wokół. Przez długą chwilę nie była w stanie stwierdzić, co to takiego. Było to raczej przeczucie niż coś pewnego. Zupełnie jakby ktoś tu był, wszystko poprzestawiał, a następnie odstawił z powrotem na swoje miejsce. Wyraźnie czuła, że coś zostało zmienione.

Starsza pani zaczęła rozglądać się uważnie i zrozumiała, że strych jest zarówno magazynem jej wspomnień, jak i przechowalnią rzeczy porzuconych przez rodzinę Congerów – rzeczy, które kiedyś były im przydatne, a o których teraz nawet nie pamiętali, ale pani Goodrich o nich nie zapomniała. Przeciągnęła ręką po kołysce, w której leżało tyle dzieci Congerów – ostatnim była Sara, przedtem Elisabeth, a przed nią jej ojciec. Zastanawiała się, ile pokoleń w niej spało. W tym samym momencie zauważyła, że na kołysce nie ma ani śladu kurzu. Właśnie to musiało ją uderzyć. Zupełny brak kurzu. Wszystko tutaj powinno być pokryte szarym pyłem…

***

Jako klasyczna powieść o duchach Rzeź niewiniątek jest powieścią stonowaną, wręcz spokojną. Saul dużo uwagi poświęcił na stworzenie klimatu, wzrastającego napięcia i wyczekiwania. Krew i mięso nie spływają tutaj po ścianach przeklętego domostwa, raczej strach przed, w metodyczny sposób spełniającą się, obawą przegranego życia. Bo też rodzina Congerów to wyśniony koszmar przedstawicieli klasy średniej, którzy na moment osiągneli prawdziwie idylliczne szczęście, po to aby potem obserwować, jak krok po kroku, kawałek po kawałku osuwa się w przepaśc nieudanego życia, przegranych nadziei i traconych złudzeń.

Całe nasze życie gonimy za tym wyśnionym spełnieniem, że sama możliwość jego utraty napełnia nas hipnotycznym lękiem. Rzeź niewiniątek (tytuł zdecydowanie na wyrost -> może i nawet niewiniątek, ale na pewno nie rzeź. Chyba że jesto to metafora odnosząca się do wszystkich mieszkańców Port Arbello, ze szczególnym uwzględnieniem głównych bohaterów) to powieść o materializacji się tych lęków ubrana w kostium horroru o duchach i rodzinnej klątwie. Podobny zabiego wykorzystała w opisanej już przeze mnie powieści, Piąte dziecko, Doris Lessing. I chociaż klasa i talent pisarski Saula zupełnie z innej półki niż noblistki, to w gruncie rzeczy oboje piszą o tym samym. O nieuniknionych konsekwencjach naszych decyzji, paraliżującej mocy podświadomości i… lęku przed dzieckiem.

Motyw dziecka jako obcego i niebezpiecznego to sztandardowy motyw z filmów i powieści grozy. Na tym motywie Saul wygrał niemal całą powieść. Dorośli w przeciwieństwie do dzieci ukazani są jako osoby zakompleksione, ograniczone własnymi problemami, z którymi nie są w stanie sobie poradzić.

Nie będę pisał, że jest to najwybitniejszy horror, jaki czytałem. Ale też nie spodziewałem się, że tak będzie, gdy ściągałem go ze sklepowej półki. Powieść bardziej niepokojąca, niż straszna. Ma jednak kilka zalet dla których można ją umieścić obok pożądnych reprezentatów tego gatunku. Napisana ze zdecydowanym wyczuciem i konsekwentnie prowadzonymi bohaterami; świetnie realizująca konwencję; miejsca, zdarzenia i motywy sprawiają, że czyta się ją naprawdę z satysfakcją.

ZŁO POWRACA, BY POCHŁONĄC KOLEJNE NIEWINNE ISTNIENIE.

Bawi mnie jedynie nierasobliwość wydawcy, streszczającego niemal całość powieści w opisie książki na tylnej okładce. Na szczęście Saul dzięki lekkiemu pióru i swoistej bezpretensjonalności w zwyczajnym oddawaniu cesarzowi, co cesarsie wybronił się przed tym i książkę, mimo wszystko, czytałem z zaciekawieniem i nawet prawie całkowita przewidywalność wykorzystywanych schematów nie stanowiła w tym przypadku przeszkody.

Polecam.