Ostatnio na blogu migał co jakiś czas wątek Hostelu Dwójki. Był plakat, był wywiad z reżyserem… Teraz czas odłożyć przystawki na bok i skonsumować danie główne – sequil trochę już, mimo wszystko, kultowego filmu Rotha. A historia zaczyna się tak…

Nie będę rozwodził się nad fabularną stroną filmu ;-), bo w zasadzie w tym filmie nie o to chodzi, może nie jest ona żadna, ale prawie żadna. Ot, trzy studentki sztuk plastycznych spotykają ponętną modelkę i jadą do Słowacji się zrelaksować i wywczasować…. Okazuje się, że padły łupem potężnej organizacji, która zajmuje się sprzedawaniem młodych ludzi na żer różnej maści bogatym psychopatom.

To co w tym filmie naprawdę irytuje (poza wieloma innymi rzeczami) jest fakt, że w całej hostorii tkwi pewien potencjał. A przesłanie o tym, że we współczesnym świecie za pieniądze można mieć wszystko jest może banalne, ale prawdziwe. Tymczasem cała ideologia, którą próbuje się wpakować w to dzieło jest pusta jak lalka barbie. Kolejny amerykański produkt komercyjny, który pod płaszczem wielkich słów ukrywa trywialną chęć zarobienia kasy na epatowaniu seksem i przemocą.

Dlatego też jeśli oceniać Hostel 2 jako kolejny film z serii ręka noga mózg na ścianie jest ok. Mamy może nieco przygłupią, ale trzymającą się (w ramach standardów współczesnej popkultury) kupy. Dosłownie 😉 (Przepraszam;) Jest kilka brutalnych, choć nie tak bardzo jak chciałyby tego slogany reklamowe scen i dobrze znany sztafarz thrillera, czyli ktoś ucieka, ktoś nie wie, że zaraz go złapią… że już go obserwują…

To co w tym filmie siada najbardziej to prawdopodobieństwo psychologiczne bohaterów. Ona wręcz nieistnieje. Zarówno ofiar jak i przedstawionych w iście karykaturalny sposób oprawców. Żenada. Motyw z panienką, która w jednej sekundzie przeobraża się ze zdezorientowanej, przerażonej ofiary w wyrachowaną manipulatorkę psychologiczną jest śmieszny i idiotyczny. Zwłaszcza w przypadku filmu, ktory próbuje wmówić widzowi, że jego główną cechą jest realizm. Ha…

Warto zwrócić jednak uwagę na kilka ciekawych motywów. Dosłownie kilka, ale ciekawych. Jednym jest moment licytacji… Zrobiony naprawdę interesująco. Kolejny to moment, gdy głównej bohaterce o mały włos nie udaje się uniknąć całej późniejszej masakry… Film najbardziej trzymał w napięciu, kiedy czekało się na to co ma się wydarzyć i wychodziło tylko obserwować niczego nieświadome bohaterki, jak miotają się po jaskini lwa…

Film wbrew pozorom nie jest bardzo brutalny. Mógłby być bardziej, ale wtedy zapewne byłby niestrawny dla szerszej publiczności i nie zarobiłby (Ha… ironia w przypadku tej produkcji) pieniędzy; gdyby znowu pozbawić go tej brutalności, która jednak w nim jest nie zyskałby rozgłosu. Film nie stara się wbrew pozorom być niczym innym niż jest. Po prostu kolejnym amerykańskim horrorem, ktory można sobie obejrzeć, bo w sumie dlaczego nie?