Kirby Sweetmen znany jest z tego, że potrafi dotrzeć do kopii każdego, nawet najrzadszego filmu… Ze względu na swoje umiejętności zostaje wybrany przez nieco mefistofelicznego bogacza, Billingera do odnalezienia tajemniczej, jedynej kopii filmu: Le Fin Absolue du Monde. Ostatecznego końca świata.

„Film to magia. W dobrych rękach także broń”. – To pierwsze zdanie jakie pada w filmie Cigarette burns jest bardzo znaczące. Zdanie wskazujące kierunek całej może nie pogmawtwanej, ale nie bardzo prostej fabule…

Gdy pewnej nocy Kirby przybywa do posiadłości Billingera nie zdaje sobie sprawy, że jego życie ulegnie zmianie… Chociaż czy na pewno? Kirby, podobnie jak wielu innych bohaterów horrorów, ma swoją mroczną tejemnicę. Jego nazywa się Annie. Mimo zaufania jakie dziewczyna w nim pokładała, Kirby’emu nie udało obronić się jej przed nią samą. Annie popełniła samobójstwo, podcinając sobie żyły, a jemu pozostało tylko podupadłe kino i długi u ojca dziewczyny.

Najmocniejszym momentem Cigarette burns jest ten, gdy tajemniczy kolekcjoner otwiera drzwi do jednego z pomieszczeń w jego rezygnacji i wypowiada słowa: „Jak pan widzi, nie zbieram tylko filmów. Oto jedna z gwiazd Ostatecznego końca świata” Prezentując, zadziwiająco spokojnemu bohaterowi, postać…

Tutaj muszę powiedzieć, że wraz z biegiem akcji fabuła filmu nieco zawodzi. Popada w schematy, a zakończenie jest, niestety, wyjątkowo niesatysfakcjonujące. Wielu widzów powtarza, że groza niedopowiedziana, nieoświetlona jaskrawym blaskiem reflektorów jest o wiele bardziej przerażająca od tej obdartej z jakiejkolwiek tajemnicy. Można więc zadać sobie pytanie, dlaczego reżyser Cigarette… nie zaufał taj naturalnej skłonnosci ludzkiej wyobraźni do potęgowania przedmiotu strachu? Pokazując zbyt wiele fragmentów filmu Ostateczny koniec świata reżyser niepotrzebnie zaryzykował fakt, że obraz, który podobno doprowadza widzów do szaleństwa, na widok którego ludzie wydłubują sobie oczy i popełniają samobójstwa, na prawdziwych widzach nie zrobi specjalnego wrażenia.

Dodatkowym minusem jest spora porcja makabry. Widać, że Carpenter, jakby na przekór samemu scenariuszowi, który promuje zupełnie inny rodzaj grozy, postawił na prostą makabrę w stylu wyprówania flaków i odcinania głów. Powoduje to raczej spory niesmak i niszczy nieco dwuznaczny, niepokojący klimat filmu.

Moje wątpliwości budzi też ostateczna łatwość z jaką udaje mu się dotrzeć do kopii, bo że dotarł nie będzie chyba dla nikogo tajemnicą. Film jest raczej o czymś innym. O odkupieniu… Granicach sztuki… Poszukiwaniu prawdy…

W związku z tym, to co może wzbudzać prawdziwe zainteresowanie jest postać głównego bohatera i jego osadzenie w całej historii. Przewijający się podczas poszukiwań Kirby’ego ludzie, co rusz powtarzają kwestie o tym, że został on już naznaczony, wybrany do odnalezienia kopii. Tymczasem samo zachowanie bohatera może jednak budzić wątpliwości co do tego. Nie sprawia wrażenia ogarniętego obsesją zdobycia i obejrzenia owianego złą sławą filmu. Biorąc pod uwagę jego sytuację, można sądzić, że główną motywacją do poszukiwań są raczej argumenty zupełnie praktyczne. Powtarza co prawda, że też chciałby ten film obejrzeć, czy gdyby tak było nie zrobiłby tego przed oddaniem kopii Bellingerowi? Poza tym zamknięty w swoim wewnętrznym świecie wydaje się niedostrzegać tego, co dzieje się naokoło. Ale być może to jest już tylko kwestia interpretacji.

Masters of horror: Cigarette burns; USA 2005; reż John Carpenter; scen. Drew McWeeny, Scott Swan; obsada: Norman Reedus, Udo Kier, Zara Taylor i inni