Przekroczenie progu nieznanego domu w horrorze zazwyczaj oznacza dotarcie do przedsionka piekła, a przeznaczony na azyl budynek lubi zmieniać swoje zastosowanie w siedlisko zła i miejsce tortur. Można naturalnie zinterpretować to jako manifestację represyjności patriarchalnego systemu, symbolizowanego przez figurę domu. I chociaż ta myśl wydaje się całkiem kusząca, niespecjalnie mam dzisiaj ochotę na ekstrawagancję, zatem będzie pozycja po bożemu: film dobry kontra film zły.

Film Zły

Zacznijmy od filmu spektakularnie odpychającego, spekakularnie kiepskiego i spektakularnie źle zagranego. A co zwiększa poczucie niesmaku zrealizowanego na podstawie skrajnie dobrej powieści. Nad powieścią już się rozpływałem w zachwytach dawno temu. W tym miejscu pozostaje mi tylko z naciskiem zaznaczyć, aby nie sugerować się jakością filmu w kontekście jego pierwowzoru. Nie tylko dlatego, że wszelkie durnoty fabularne udostępnione w filmie w powieści nie występują, ale głównie dlatego, że wszystko, co w książce najlepsze w filmie zostało dokumentnie spieprzone tj. strywializowane i rozwałkowane na ciężkostrawną papkę.

Zaczynając omawiać Dom wg Robby’ego Hensona zacznę jednak od tego, co zasłużyło na pochwałę. Chodzi mi mianowicie o to, co właściwie lepiej od mojego gadania pokazują plakaty. A mianowicie: film jest ładny. Ładnie wystylizowany. Miejscami, to fakt, przesadzony; zabawnie nadmuchany czarnym kiczem, czyniącym z obrazu wielką rekwizytornię do starych filmów Cormana; ale mimo wszystko ładny. Dom przedstawiony jest jako gotycko przegięta posiadłość na odludziu, pośród gęstego lasu, pełny drogiej boazerii, rustykalnych pokoików-buduarów i sali jadalnej godnej lepszej sprawy.

Intryga fabularna, jaką wysmarowali Ted Dekker i Frank Peretti w filmie została dosyć radykalnie uproszczona. Efektem tego jest wiele nieznośnych scen w stylu: Wielka Jasność wypływającą z piersi bohaterów, pozwalająca aby ich wewnętrzne, zmaterializowane w światło dobro pokonało zło. Do tego należy dorzucić od kopy łopatologicznych retrospekcji, zarzynających jedną z największych wartości pierwowzoru – portrety bohaterów oraz śmieszny patos, przywodzący na myśl gotycką wersję sentymentalnych romansów Ann Shirlley. Aby dopełnić tego obrazu zgrozy wspomnę jeszcze o zabawnej postacy mrocznej dziewczynki, snującej się po sekretnych katakumbach domiszcza, udzielającej cennych rad w stylu: „Podążaj za światłością” oraz tandetnego zakończenia z suspensem, który od czasu pewnego znanego powszechnie filmu suspensem już nie jest.

Wspomnę jeszcze o beznadziejnej obsadzie, z której najlepiej spisali się (Niespodzianka!), grający drugoplanowe role: Weronika Rosati i Paweł Deląg. Reszta aktorów poradziła sobie znacznie gorzej, nie mówiąc juz o tym, że z ludzi z przeszłością… dobrze po trzydziestce uczyniono zmanierowanych dwudziestoparolatków.

Film Dobry

Bardzo dobry. Bardzo dobry film hiszpańskiego specjalisty od kina grozy, Balagueró, trzeba to zaznaczyć, nie odbiega specjalnie od zachłannie eksplorowanego przez popkulturę szkieletu fabularnego opowieści o nawiedzonym domu. W tym sensie niewiele różni się od wspomnianego wyżej Domu, pod względem jakościowym oddalony jest jednak od niego o całe lata świetlne. I w tym, a nie w banalnej opowieści, tkwi klucz do sukcesu Ciemności. Stylistycznie dopracowany, wizualnie elegancki film inspiruje dopracowaną atmosferą i przejmującym wrażeniem nadchodzącej apokalipsy.

Historia rodziny, przeprowadzającej się do nawiedzonego domu, opowiedziana, została, mimo iż nie bez zgrzytów, całkiem przejmująco, czego nie sposób niedocenić, biorąc pod uwagę z jakich ordynarnych klisz ta historia się składa: [spojlery] okrutna historia z przeszłości, szaleństwo ojca, rodzinne sekrety, satanistyczne ceremoniały, dziecko jako łącznik pomiędzy światem prawdziwym, a światem duchów. [koniec spojlerów] Wszystkie one razem nie grzeszą oryginalnością, ale są wyjątkowo sprawnie poprowadzone. Bohaterowie (pomijając kilka szczegółów) zachowują się zupełnie przyzwoicie, co jest ważne, bo pozwala na zawieszenie niewiary. Na osobny aplauz zasługują arcy-doskonałe rekwizyty, które podkreślają niebezpieczny, horrorowy klimat filmu.

Jeżeli chodzi o filmy tego reżysera Ciemność jest nie tak dobra jak Rec, ale o niebo lepsza od Delikatnej.

***

W obydwóch omawianych filmach motyw domu został przedstawiony zgodnie z obowiązującą w horrorach konwencją, a mianowicie metamorfoza domu z miejsca zapewniającego bezpieczeństwo w piekielne więzienie. Siłą tego pomysłu jest łatwość wywarcia odpowiedniego wpływu na odbiorcę poprzez patologizację znanych i bliskich przedmiotów codziennego użytku i zachowań związanych z przebywaniem i prowadzeniem domu. I tak na przykład wspólna kolacja z filmu Dom jest wykoślawioną wersją tradycyjnych, zgodnym z etykietą, wspólnych posiłków, w której ataki agresji przeplatają się z obsesyjnie powtarzanymi formułkami grzecznościowymi; natomiast w Ciemności mamy sytuację, kiedy wymuszona chorobą opieka nad mężem poprzez swoją nadgorliwość, nieumiejętność i brak zrozumienia zaczyna przypominać tortury. Takie rozdarcie pomiędzy normalnoscią, a patologią paraliżuje, bo najtrudniej bronić się przed czymś co nosi znamiona bliskości i bezpieczeństwa.

Jednocześnie dom w horrorach wraz z przesuwaniem się akcji do przodu, inkorporuje do swego wnętrza coraz więcej drapieżnych elementów świata zewnętrznego. Taki „dom” potrafi przybrać pozory zdradliwego labiryntu, (Czerwona róża) bram prowadzących do innego wymiaru (Duch), świątyni, (Ciemność) sali tortur (Teksańska masakra piłą mechaniczną) czy po prostu piekła (Hellreiser). Okazuje się, że przyjemna sielankowa powłoka domu była jedynie iluzją, mającą za zadanie jedynie zwieść potencjalne ofiary. Początkowe wrażenie bezpieczeństwa jest zwykłym oszustwem.