Okropnie mi szkoda tego filmu. Pomysł wyjściowy i postać filmowej bestii pozwalał na realizację wyjątkowo gustownego i straszącego ghost story. Tymczase twórcy zrobili z tej produkcji film o niczym z telewizyjną gwiazdą Calistą Fockart w roli głównej.

Przez prawie cały czas trwania projekcji nic się nie dzieje. Główni bohaterowie chodzą po korytarzach wielkiego neogotyckiego gmachu, ich pacjenci, dzieci straszą się tajemniczą mechaniczną dziewczynką, a poszczególne pielęgniarki pod wpływem niewytłumaczalnych zdarzeń popadają w coraz większą histerię.

Nie będę zjeżdżał braku prawdopodobieństwa, bo ostatnio ktoś mi przez godzinę wmawiał, że oczekiwanie od horroru prawdopodobieństwa świadczy o daleko posuniętej naiwności.

A zresztą co mi tam… Ponarzekam. Naiwnie 😉

W wyniku czegoś tam ogromny OGROMNY szpital (który od dziesiątek lat ma czynne tylko parter i 1 piętro. Drugie zostało zamknięte w wyniku pożaru. Owiane jest mhroczną tajemnicą z przeszłości) ma zostać zlikwidowany. W szpitalu pozostaje garstka (dokładnie ośmioro) dzieci i niezbędny personel. Na etat załapuje się mająca już największe zawodowe sukcesy za sobą (Ally McBeal 1997-2002) Calista Flockhart. Oczywiście można w ramach zrozumienia wymogów gatunku nie zadawać pytań o to, jakim sposobem nowa osoba w zespole zostaje już pierwszego dnia zupełnie sama w szpitalu na noc? Ale niech tam sobie zostaje. Można oczywiście zapytać jakim sposobem ta, mająca się odbyć lada dzień, ewakuacja małych pacjentów, trwa i trwa i trwa w nieskończoność. Można oczywiście zapytać, jaka to tajna wiedza psychologiczna skłoniła twórców filmu do tego, aby wciskać historię, w ramach której chłodna i kompletnie przypadkowa pielęgniarka Calista (!!!) w czasie tych teoretycznych kilku dni (!!!) zdołała przywiązać do siebie emocjonalnie małą, bardzo zamkniętą w sobie dziewczynkę w sposób, który bardziej niż z przyjaźnią ma więcej wspólnego z miłością dziecka do matki, albo siostry do siostry??? Niech ku zadowoleniu gawiedzi, wzruszonych cukierkowym finałem, i tak będzie.

(Na marginesie: jedyny cukierkowy finał horroru, który bardzo pasował do całości i został dobrze umotrywowany to finał hiszpańskiego Sierocińca).

Wszystkie te nieprawdopodobieństwa jestem w stanie zaakceptować, ale niech ktoś mi wyjaśni powód dla którego utrzymywano w aktywności ogrooooooomny, prezencją przypominający batmanowską rezydencję Wayne’ów, szpital dla ósemki dzieci! Wiem, że humanizm obok palenia czarownic przez kościół katolicki i ludobójcze wojny polityczne stanowi chlubne podwaliny naszej europejskiej cywilizacji, ale proszę… Nikt mi nie wmówi, że gdzieś na górze w administracji doszli do wniosku, że lepiej utrzymywać dodatkowy personel (2 zmiany!) i zaawansowany sprzęt zamiast zwyczajnie przenieść ósemkę pacjentów do najbliższego szpitala. No dobra, pewnie się czepiam, bo ostatecznie fabuła rozpoczyna sie od momentu, gdy te dzieci mają być ewakułowane, ale myślę, że w rzeczywistości ową ewakuację zrealizowano by pięć razy szybciej. No i kto w momencie zamknięcia placówki zatrudnia nowych pracowników!

I przede wszystkim: Jak wytłumaczyć zachowanie małego dziecka, które przez CAŁY film opowiada wszystkim jak bardzo się boi i że na drugim piętrze mieszka niebezpieczna mechaniczna dziewczynka, która robi innym dzieciom krzywdę, po czym w ostatnich minutach filmu przypomina sobie, że musi wrócić na to piekielne drugie piętro po… kocyk!!!

Pewnie zresztą moja miłość do horrorów przeżyłaby nawet to i uznałbym może Delikatną za film całkiem udany, gdyby nie fakt, że jest on pooootwornie poooooootwornie nudny. Delikatna to okrutny przykład na to, że czasami już lepiej obejrzeć bezmózgi amerykański slasher niż męczyć się przy w zamierzeniu ambitnym horrorze hiszpańskiego reżysera.

Akcja formułuje się następująco: Nasza bohaterka przez pierwszą godzinę chodzi sobie po szpitalu, rozmawia z lekarzami, opiekuje się dziećmi, zasypia na dyżurze, słyszy głosy i powoli, powoli, powolutku poznaje sekret z przeszłości. Po czym nagle BOOM! Potwór wychodzi z szafy. Wielka konfrontacja, trwająca 15-20 minut i koniec. Napisy końcowe. Do widzenia, Państwu.

I to jest dla mnie największym zarzutem tego filmu. niechby on już sobie był nieprawdopodobny i głupi, jak – przepraszam za wyrażenie – 13 duchów, ale niech się go dobrze ogląda. Najbardziej irytował mnie fakt, że naprawdę niewiele brakowało, aby ta recenzja nie była aktem skargi, ale pochwalnym peanem na cześć europejskich twórców.

A teraz krótki przepis Cedro na dobry horror: Przede wszystkim wystarczyłoby doprecyzować czas zdarzeń. Niechby fabuła Delikatnej rozgrywała się dokładnie przez kilka dni, a sama Calista została dokoptowana do załogi w wyniku desperackiej niemożności przewiezienia dzieci do innego szpitala z powodu wzrastającej działalności okrutnej mechanicznej dziewczynki. Jeżeli chcemy, aby widz uwierzył, że standardy medyczne pozwoliłyby na działalność szpitala w zniszczonym budynku, to niech sam szpital wygląda na taki trzeciej kategorii, niedofinansowany, biedny, a nie jak z Ostrego dyżuru czy Scrubs. Motyw kiepsko funkcjonującego szpitala z wiecznym deficytem w budżecie i niewykwalifikowaną załogą nie tylko umotywowałby obecność i kształt zdewastowanego i zapomknianego drugiego piętra, ale dodatkowo ładnie mógłby się połączyć ze zmianą statusu dziecięcych bohaterów, na sieroty albo generalnie dzieci z niższych warstw społecznych. To nie tylko pozwoliłoby na wiarygodny i niekiczowaty nośnik sentymentalizmu (w przeciwieństwie do tego ukazanego w filmie), ale mogłoby pełnić funkcję furtki, prowadzącej do alternatywnej, ciekawszej interpretacji, jako opowieści o społecznie upośledzonych dzieciach, które raz jako dzieci, a dwa jako biedne i niechciane stanowią w naszym społeczeństwie łatwy łup dla wszelkich patologii, nadużyć ze strony „złych” dorosłych, czego rewelacyjnie plastycznym odzwierciedleniem byłaby postać mechanicznej dziewczynki. Problem zaangażowania głównej bohaterki wystarczyło rozwiązać zbudowaną w podobnym tonie historią z przeszłości i mniej szablonowym rysem psychologicznym, co zresztą w szczątkowej postaci pojawia się w Delikatnej.

***

Żeby nie być jednostronnym powiem, co mi się w filmie podobało. A tak naprawdę, bez zastrzeżeń, podobały mi się trzy rzeczy.

1. Scena z windą. Trzymała w napięciu.

2. Drugie piętro. Wizualnie: Bardzo!!! Widok zniszczonych, spopielonych korytarzy przypomina mi zdjęcia z pięknego Silent Hill.

3. Mechaniczna dziewczynka. Wizualnie uważam ją za mistrzostwo. Bestia z Delikatnej spajała w sobie ideę masochizmu i sadyzmu w takim barkerowsko-hellreiserowskim ujęciu. Wyglądała jak skrzyżowanie mrocznych potworów z Silent Hill z kobiecymi potworami z azjatyckich horrorów.

I znowu muszę zakończyć tę recenzję w ten sam sposób. I znowu: mimo tego, co napisałem wyżej, dla tych trzech rzeczy Delikatną Balaguero (Świetne: Darkness, Apartament, Rec) po prostu warto obejrzeć.