„Inwazję łowców ciał” – można interpretować na wiele sposobów. Jako alegoryczną opowieść o walce komunistów z polityką McCarthy’ego, albo psychologiczny horror o, niewypowiedzianych jeszcze do końca, lękach XX wieku. Sam reżyser, Don Siegel, tego kultowego, wielokrotnie remekowanego dzieła, odcinał się od takich interpretacji. Jednak jak w przypadku większości filmów z tamtego okresu, tak i w Inwazji… daje się wyczuć pewną niepokojącą nutę egzystencjalnej grozy, zupełnie nietypową, jak można by sądzić, dla filmów s-f klasy B.

[Same Spoilery!]

Film rozpoczyna sekwencja, kiedy to do szpitala psychiatrycznego przybywa doktor Hill specjalista ze szpitala stanowego. Został wezwany, aby zająć się pewnym wyjątkowo rozemocjonowanym pacjentem. Doktor Hill skłania go, aby zdał dokładną relację z straszliwych zdażeń, których, jak twierdzi, był świadkiem.

Pacjent zaczyna opowiadać swoja historię:

Koszmar rozpoczął się kilka dni przed jego pojawieniem się w szpitalu. Doktor Benel wrócił właśnie z konferencji naukowej do swojego miasteczka Santa Mara . Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nic nie uległo zmianie i Santa Mara w żaden sposób nie różni się niczym od setek innych prowincjonalnych miasteczek. Pod tą mylącą powłoką normalności kryje się jednak mroczna siła.

Główny bohater, doktor Miles. J. Benel, początkowo ignoruje niepokojące sygnały, łącznie z tym, że nagle znikają jego pacjenci. W momencie gdy rozsądny i przystojny lekarz wychodzi na zasłużony lunch przybywa do niego piękna, ubrana w białą zwiewną raczej wieczorową suknię, Becky, stara znajoma z college’u. Ponętna brunetka zwierza mu się, że jej kuzynka wmawia wszystkim, że jej wuj nie jest jej prawdziwym mężem. Wkrótce z podobnymi złudzeniami przychodzą inni mieszkańcy tej spokojnej dotąd, amerykańskiej mieściny z lat 50′. Miles udaje się do Wilmy, przyjaciółki Becky. Ta próbując mu wytłumaczyć swoje odczucie mówi: Tego nie widać. Wygląda, mówi, zachowuje się i pamięta tak jak wuj. Czegoś mu brakuje. Od dziecka zastępuje mi ojca. Ilekroć się do mnie odzywał w jego oczach pojawiał się blask. Teraz go nie ma. Brakuje mu emocji. Udaje, że je ma. Słowa, gesty, brzmienie głosu się zgadzają, ale nie uczucia. To nie jest wujek Ira.

Miles przekonuje dziewczynę, że to niemożliwe, żeby ktoś wcielił się w jej wuja, tak żeby tego nikt nie zauważył. Próbuje przekonać ją, sceptycznie nastawioną do jego słów dziewczynę, że potrzebuje psychiatrycznej pomocy. Towarzysząca im podczas rozmowy, Becky nie jest jednak tak bardzo pewna jego racji. Nie mówi tego wprost, ale w jej wzroku widać pewną, jeszcze oddaloną i odsuwaną od siebie nutkę niepokoju.

Wieczorem Becky i Miles wychodzą razem na kolację. Po drodze spotykają psychiatrę, doktora Hawfman. Jedyny psychiatra w mieście. Hawfman mówi, że w mieście panuje jakaś dziwna nerwica. Wywołuje ją lęk przed tym, co się dzieje na świecie. Ludzie zaczynają myśleć, że ich bliscy, to w rzeczywistości ktoś inny.

Kolacja jednak zapowiada się uroczo. Becky i Miles wspominanie wspólne studiowanie kończą namietnym pocałunkiem. „Nie jestem już tą dziewczyną z którą chodziłeś w koledżu” mówi Becky… a po chwili dodaje… „Naszemu miastu wiedzie się coraz lepiej”. „Odkąd wróciłaś” – stwierdza z szarmancką pewnością Miles. „To przykład twoich zawodowych manier?” – pyta rozbawiona Becky. „Pojawiają się z wiekiem” – odpowiada.

Ktoś jednak brutalnie przerywa im romantyczny wieczór. Wkrótce obydwoje zostają ściągnięci do znajomych doktora: Jacka i Teddy. Tam Miles odnajduje zwłoki nieznanego człowieka… Jego twarz wydaje się jednak dziwnie zamazana… Miles i jego przyjaciel pobierają odciski palców i po chwili okazuje się, że ta osoba nie ma lini papilarnych.

Po odejściu Milesa i Becky ciało budzi się. Przerażona Teddy rozpoznaje w tej istocie swojego męża. Jest identyczna. Miała nawet taką samą ranę na ręcę jak jej mąż. Dowiedziawszy się o wszystkim Miles tkniety złym przeczuciem postanawia sprawdzić, co dzieje się z Becky… Przypomina sobie słowa jej ojca, którego spotkał odprowadzając starym dobrym zwyczajem dziewczynę do domu… W środku nocy wychodził właśnie z piwnicy. Miles zakrada się do domu swojej ukochanej i odnajduje tam… jej ciało… analogiczne do tego, jakie kilka godzin wcześniej znalazł w domu Teddy. Miles wynosi śpiącą dziewczynę, a potem grupa mężczyzn idzie zobaczyć ciała.

Okazuje się jednak, że… zniknęły.

Miles jest coraz bardziej przekonany, że dzieje się coś nienaturalnego… Niestety jego przeczuć wydaje się nie podzielać przedstawiciel policji.

Następnego ranka wszystko wydaje się wracać do normy. Grupa przyjaciół je razem śniadanie, a po powrocie do pracy okazuje się, że wszyscy jego pacjenci z poprzedniego dnia czuję się już lepiej. Wilma stwierdza, że wizyta u psychiatry nie będzie już poprzednia… Sama nie potrafi wytłumaczyć jak mogła się tak głupio zachować, ale dzisiaj czuje się już nznacznie lepiej. Mały chłopiec, który bał się wrócić do domu, twierdząc, że jego mama nie jest jego mamą, teraz siedzi z nią razem na kanapie… przytulony, spokojny i szczęśliwy…

W tych wszystkich niespodziewanych powrotach do zdrowia kryje się jednak coś niepokojącego. Jak to możliwe, że wszystkim udało się to bez pomocy lekarza…

Tymczasem grupa przyjaciół szykuje sobie urocze barbecue w domu Milesa. Przez przypadek są świadkami jak w cieplarni z tajemniczych strąków wykluwa się coś jakby zarodek… zarodek ludzkiego ciała…

Bohaterowe nagle zdają sobie sprawę, że być może jakieś tajemnicze, groźne istoty próbują przejąć kontrolę na światem. W trakcie snu sztuczne ciała wchłaniają umysły ludzi, dzięki czemu są w stanie funcjonować w naszym świecie, imitując zachowania człowieka… Jednocześnie zdają sobie sprawę, że być może są otoczeni przez podmienionych, sztucznych ludzi… Teddy i Jack opuszczają miasto, aby sprowadzić pomoc. Tymczasem Miles niszczy swoją pozbawioną charakterystycznych rysów podobizną… nie jest jednak w stanie zrobić tego samego z podobizną Becky… Wkrótce okazuje się, że mieli rację… Przy pomocy tajemniczych strąków nieznana siła przejeła kontrolę nad miastem.

Przerażeni kryją się w jednym z opuszczonych domów i próbują niezasnąć. Teraz mają tylko siebie.

„Wiele razy widziałem jak ludzie zapominają o swoim człowieczeństwie. Nie dbają o to w jakim tempie to się dzieje”. – mówi Miles. „Tylko niektórzy”. – odpowiada Becky. ” Wszyscy. Po trochu. Twardnieją nam serca. Stajemy się bezduszni. Ale kiedy musimy walczyć o człwieczeństwo widzimy jak jest nam drogie. Jak ty mnie”. Kończy swój wywód Miles i po chwili zastyga wraz z Becky w namiętnym pocałunku.

Nasi bohaterowie obserwują przez okno, jak zmieniona społeczność Santa Mara szykuje ofensywe na inne okoliczne mieściny.

Najpierw nasze miasto, później cały kraj… – szepcze Miles.

Wkrótce dowiadują się, co się wydarzyło. Na polu jednego z farmerów zakwitnęły strąki. Zrodziły się w kosmosie i spadły na Ziemię. Mają niezwykłe zdolności przybierania form środowiska do którego trafiają. Dzięki czemu następuje doskonała asymilacja. Pozorna. W rzeczywsitośc te obce formy życia chcą przejąć całkowitą kontrolę. Wkrótce ma powstać nowy, idealny świat, w którym wszyscy są tacy sami. Pozbawieni uczuć.

Los nie sprzyja jednak bohaterom. Becky i Miles zostają schytani. Mają zasnąć, po to, aby następnego dnia obudzić się w innym świecie. Jako nowi Miles i Becky. Udaje im się uciec, ale muszą teraz udawać, że są jednymi z przemienionych ludzi… Becky nie jest jednak w stanie opanować emocji, widząc jak uroczy kundelek o mało co nie wpada pod samochód.

Zaczyna się trzymający w napięciu pościg. Becky i Miles walczą nie tylko o swoje życie i niezależność, ale przede wszystkim o swoje prawo do miłości… Nie chcą żyć w świecie pozbawionym uczuć, nie chcą być dla siebie kims obcym.

Ucieczka udaje się jednak połowicznie. Podczas ukrywania się w pobliskich jaskiniach Becky nie wytrzymuje i zapada w sen. Gdy Miles ją odnajdzie będzie już zamienią Becky. Jedną z nich.

Zdesperowanemu i nieszczęśliwemu Milesowi udaje się dostać na autostradę, ale jedyne co widzi, to ciężarówki wyładowane strąkami jadącymi w świat.

***

„I co pan na to? To przypadek dla psychiatry?” pyta się jeden z policjanów, gdty doktor Miles kończy swoją opowieść.

„To tylko jakieś koszmary”

„Oczywiście. Rośliny z kosmosu atakujące ludzi. To szaleniec”