Ten film wybrałem, bo miał potwora na okładce; śmieszny, niepozostawiający niedomówień tytuł i to wszystko. Pomyślałem, że będzie to historia pełna opustoszałych lasów, starych, powykrzywianych drzew, przesadnie zrujnowanych domów i śliniącego się nieludzko, archetypowego Zła. I nie zawiodłem się! Film był beznadziejny, ale wszystkie te elementy połączono w cukierkowo orgiastyczną laurkę plus kilka początkowych wątków a la Hostel, Frontiere(s) czyli Bardzo Bardzo Biedni Turyści Wpadający W Łapy Psychopatów-Zabójców. Do tego jeszcze chatka obrzydliwej, starej, jak Arka Noego, wiedźmy; przeklęta wioska i okrutny proceder zdemoralizowanego lekarza, a na obrzeżach tego bestiarium świtała mocno sformatowana opowieść o ludzkim bólu po stracie najbliższych.

A więc na swój sposób jest to arcydzieło, spajające w bezprotensjonalny (bo nie obiecujący nic ponad TANIĄ rozrywkę) sposób wszystkie wątki obrobione już przez twórców przy pomocy piór, klawiatur i kamer. Można spokojnie usiąść w fotelu i przygotować się na 1,5 godziny debilnej fabuły, jeszcze debilniejszych bohaterów i badziewnych efektów specjalnych.

Film jest trzecią odsłoną – cieszącego się nawet swoistym uznianiem – motywu Dyniogłowego (wywoływanego rzadzą zemsty krwiożerczego demona). W latach 80′ powstał nieco zapomniany już film, opowiadający o szukającym zemsty ojcu. Ojciecr trafia do wiedźmy (właśnie tej od Arki Noego) i przy pomocy jej magicznych zdolności wskrzesza Dyniogłowego, a ten w imię rewanżu dokonuje masowej rozpierduchy. Ojciec oczywiście w pewnym momencie wolałbym wyłączyć się z interesu i próbuje zakończyć ciąg bezsensownych śmierci, ale jest już za późno. Na szczęście okazuje się, że jest jeden jedyny sposób… itd. itd. Bla bla bla…

Aż minęło parę lat, część druga, znowu parę lat i w tym miejscu zaczyna się część trzecia.

W odludnej miejscowości grupa pokiereszowanych moralnie ludzi pielęgnuje niecny proceder. Porywa niczego nieświadomych miezkanców i sprzedaje ich organy na czarnym rynku. Kiedy zbrodnia wychodzi na jaw zdesperowana młoda matka, której mały synek został potraktowany w taki właśnie sposób, udaje się do mieszkającej w lesie wiedźmy z prośbą, aby ta pomogła jej w zemście. No i wiedźma, ja to wiedźma, chętnie pomaga. Do życia zostaje przywołany siejący zniszczenie demon – Dyniogłowy.

Główni bohaterowie szybko przekonują się z jak potężną siłą weszli w konszachty, ale jest już za późno. No i potem jest ciąg spektakularnych ataków potwora, nieskomplikowanych zwrotów akcji i przewidywalnego finału.

Dyniogłowy. W proch sie obrócisz to swojska mieszanka taniej makabry i zdegradowanej, ludowej baśniowości. Film jest prostacki, nudny i kiepsko zrobiony; aktorzy grają, jak to w amerykańskich filmach klasy B; a efekty specjalne, którymi naszpikowano produkcję, przypominają te z polskiego Wiedźmina. Nie będę pisał, że opowieść ma w sobie pewien zmarnowany poencjał, bo to można powiedzieć o prawie każdym kiepskim filmie. W moim mniemaniu jednak jako horror fantasy Dyniogłowy nie wypada tak kompletnie fatalnie i nawet można czerpać pewną przyjemność z oglądania tych przewidywalnych scen, rozmów itp. Klucz do satysfakcji tkwi w tym, że jest on bardzo prosty, nie bardzo straszny i ani szczególnie irytujący, ani szczególnie nieudany.

Dawno, dawno temu pisałem o nowym wizerunku Pinheada. W ramach ciekawostki mozna napisać, że jedną z ról przyjął odtwórce tej postaci Doug Bradley. To chyba najciekawsze, co o tym filmie można powiedzieć, chociaż nikogo nie zdziwi zapewne fakt, że scenarzyści rozłożyli jego postać po prostu na łopatki 🙂