Producenci nowoczesnego sprzętu w ostatnim czasie niesamowicie przyspieszyli. Wszyscy wiedzieliśmy, że rok 2010 upłynie pod znakiem urządzeń „dotykowych”, ale nikt nie myślał, że aż na taką skalę. Trwa szał na punkcie tabletu Apple, co wygląda mi raczej na zaplanowaną strategię marketingową (marketing szeptany, te sprawy), niż na przypadkowe przecieki informacji. Znając głowy specjalistów spod znaku „jabłka” można przewidywać, że urządzenie to będzie miało szansę zrewolucjonizować rynek urządzeń do czytania prasy. Zwłaszcza, jeśli dystrybutorzy e-booków rozwiążą problem z wyświetlaniem polskich znaków w pdfach zabezpieczonych DRM Adobe Digital Editions na komputerach firmy Apple.
Nie ustaje szum wokół czytnika firmy Amazon – Kindle’a. Firma ta ogłosiła niedawno, że w Amazonie po raz pierwszy w historii udało się sprzedać więcej e-booków niż tradycyjnych książek. Wynik to imponujący.

Producent zapowiada, że na urządzeniu wyświetlać się będą animacje, a obsługa dotykowego ekranu zapewni maksymalny komfort i wygodę użytkowania.
„Szpanerskie”? Fakt. Problem jest jeden, właściwie ten sam, co w przypadku Kindle’a – skąd brać książki, które na czytniku moglibyśmy przeglądać? Nie podejrzewam, by w sklepie Skiff dostępne były szybko polskie tytuły. Nie wiemy, czy będzie można na nim przeglądać pdfy, a jeśli nawet – co z obsługą zamieszczonych w nich polskich znaków? Czy będzie można robić notatki na marginesie dokumentów? Czy – na co czekam z niecierpliwością – urządzenie to będzie obsługiwało kolor (nie wynika to raczej z udostępnionych na stronie producenta zdjęć).
Irytuje mnie potężnie dość częsta tendencja do łączenia czytników z platformą dystrybucji. Nie wyobrażam sobie kupowania e-booków, z których nie mógłbym korzystać na przynajmniej dwóch urządzeniach – dedykowanym czytniku, ulubionym tablecie Toshiby – Portege, a najlepiej również na smartfonie z Windows Mobile. Nie wyobrażam sobie niemożności wykonywania notatek podczas lektury. I – prawdę powiedziawszy – mam gdzieś technologię e-papieru. Przy komputerze lub laptopie spędzam praktycznie cały dzień i ani wzrok mi się nie pogarsza, ani też oczy mnie specjalnie nie bolą. Mój czytnik ma być przede wszystkim funkcjonalny i by wydać ten 1000 zł czy 1500 zł, musiałbym mieć pewność, że będę miał co na nim czytać. A jeśli już mam wydać duże pieniądze, będę chciał mieć również i kolor. Gadżet, który miałby mi służyć do czytania e-booków musiałby więc być elastyczny nie tylko w znaczeniu „giętki”, ale też elastyczny – mogący dostosować się do moich potrzeb. Niestety, na razie nie przekonuje mnie ani „tanie” eClicto, ani też najdroższe dostępne na rynku urządzenia.