Tak, tak… Wiem, że zbliża się koniec roku, więc każdy szanujący się kontestator i konsument kultury (czy to w telewizji, czy w gazecie, czy na blogu) robi zestawienia typu the best of… czy inne takie.

Ale ja Nie!
Ja mam dla Was dzisiaj kolejny smaczny kąsek z tzw. kina dla fanów. Film Rogera Cormana:
Strach

***

Roger Corman to jeden z najbardziej wyrazistych i charakterystycznych reżyserów. Sławę zyskał jako dzięki ekranizacji prozy Edgara Allana Poe.

Jego, przepełnione mrokiem i psychodelicznym nastrojem, filmy doskonale komponują z równie bezkompromisowymi tekstami amerykańskiego romantyka.

Strach to, w bogatym dorobku Cormana, nie najwybitniejszy film tego reżysera. Wypełniony jest on jednak motywami tak charakterystycznymi dla jego dzieł, że można uznać go za idealny przykład tej postromantycznej estetyki, w której niezwykle klasyczne motywy mieszają się z warstwami przyklejanym (charakterystycznym dla taniego kina lat 50 i 60, nieszkodliwym) kiczem. Kiczem, który po latach stał się niemal oddzielną marką owej odrębnej od poważnego mainstreamu, wziętej w nawias umowności i dystansu, sztuki filmowej klasy B.

***

Roger Corman zrealizował Strach w 1963 roku. Przy reżyserii wspomagali go słynny F.F. Coppola (Czas apokalipsy) i nie mniej słynny Jack Nicholson (Batman). Ten ostatni zagrał też główną rolę w filmie.

Istotne z punktu widzenia historii horroru jest aby wspomnieć o tym, że swoją ważną postać w tym filmie miał do odtworzenia człowiek-legenda: Boris Karloff (Frankenstein).

Żołnierz armii napoleońskiej, Andre, który w 1806 roku zgubił się gdzieś na nadmorskich niemieckich terenach, spragniony i wykończony, przemierza na swym koniu wybrzerze. Gdy wydaje się, że już zginie w morskich falach, zostaje uratowany przez starą, wiedźmowatą pustelniczkę. W sennych majaczeniach widzi piękną, młodą kobietę, jednak czarownica zaprzecza istnieniu jakiejkolwiek dziewczyny.

Wkrótce Andre trafia do gotyckiego zamku barona von Leppe. Leppe żyje samotnie, rozpamiętując minioną tragedie w wyniku, której utracił on swoją ukochaną żonę, Ilsę. Andre przypomina sobie, że tym imieniem właśnie przedstawiła mu się tajemnicza dziewczyna z plaży. Próbując rozwiązać tajemnicę pięknej dziewczyny, Andre staje się nieproszonym gościem na zamku, którego właściciel ponad wszystko zdaje się strzec swojej przeszłości i wypełnionej bólem samotności.

Strach to opowieść o zemście, winie i miłości, pokonującej śmierć. Ponad wszystko jednak jest to też opowieść o władzy, pozwalającej mieć całkowitą kontrolę nad drugim człowiekiem. Władzę tę w filmach Cormana zdobywa się poprzez wiedzę na temat cudzych lęków, marzeń i grzechów. Tak jest też i w tym przypadku. Zgodnie ze schematem, okrutna intryga musi pochłonąć ofiary, bowiem Zło, które niektórzy próbują uczynić swoim sługą, nie zna zasad uczciwej gry. Na końcu pochłania zarówno tych Złych, jak i tych niewinnych. Owa katastroficzność i fatalistyczność to główny, powtarzający się motyw w filmach Cormana. W jego świecie nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenie, bo świat ten jest tylko igrzyskiem potężnych sił, a człowiek jedynie marionetką w ich rękach. Nie ma się więc spodziewanej nagrody za dobroć, a kara za winy nigdy nie jest naznaczona sprawiedliwością. Aby dramatyzm wzbić na szekspirowski poziom u Cormana akikolwiek kontakt z profanum oznacza automatyczne opętanie i przekleństwo.

Andre to typowy bohater z filmów Cormana, zainspirowany bohaterem charakterystycznym dla powieści gotyckich, przejętym później (i przeformuowanym) przez Poe. Przybywający z zewnątrz, wmieszany w straszliwe wydarzenia – których świadkiem są zawsze posępne krajobrazy, mury upiornych zamczysk i przeklęte krypty – staje się świadkiem i uczestnikiem zdarzeń, wywołanych szatańską mocą wielkich namietności, pasji i choroby. Staje on na granicy normalności a w jego zachowaniu miesza się bohaterstwo i szaleństwo. Po to aby, wraz z biegiem akcji, coraz trudniej było go odróżnić od innych opętanych chorobom i szaleństwem śmierci bohaterów.

***

Żeby znaleźć przyjemność w obcowaniu z przerysowanymi obrazami brytyjskiego reżysera, rzeba naprawdę lubić tę na poważnie zrobioną, choć niepoważną stylistykę. Kostium w filmach Cormana w niczym nie przypomina tych produkcji, o których pisałem w poprzednich wpisach. U Cormana kostium to nie tyle oddzielny bohater czy ślad z epoki, ile rekwizyt, mający nadać opowieści mrocznego nastroju i frenetyzmu.

W jego filmach wszystko jest więc nieprawdziwe, tak jak nieprawdziwe były powieści Lewisa czy Walpole’a. Dlatego, że to nie prawda obiektywna w tych historiach odgrywa główna rolę, ale prawda subiektywna, emocjonalna, psychiczna… zazwyczaj nacechowana bólem i abberacją. W ten sposób filmy Cormana bardziej od linearnie opowiadanych historii, przypominają sny. Koszmarne wizje zapisane już kiedyś na kartkach powieści gotycystów z XIX wieku, a w XX-wieku wiernie przeniesione w formacie obrazów, na taśmę filmową.

Muszę przyznać, że mam słabość do jego filmów, chociaż trudno tutaj o obiektywny zachwyt. Trudno zresztą mówić o zachwycie, ale po prostu mam do nich słabość.

Polecam.