Jedną z pierwszych scen głośnego filmu Takashi Miike z 1999 roku (być może kluczową dla odbioru filmu) jest ta, w której główny bohater, stateczny ojciec i wdowiec, Aoyama, rozmawia ze swoim przyjacielem na temat idealnej, wymarzonej partnerki. Aoyama po wielu latach wdowieństwa marzy o nowej, młodszej żonie. Ma być jednocześnie skromna, utalentowana i miła. Dwójka mężczyzn tworzy w luźnych rozmowach wizerunek „doskonałej” kobiety.

Przyjaciel proponuje nieśmiałemu Aoyamie, aby taką kobietę odnalazł na castingu filmowym. Będzie mógł taką potencjalną kochankę bezpiecznie poobserwować, poznać i… zadecydować. Gra na pierwszy rzut oka – mimo, że seksistowska – wydaje się niewinna. Właściwie sama w sobie mogłaby być punktem wyjścia wielu fabuł: dramatu obyczajowego, komedii romantycznej, romansu… ale ponieważ to film japońskiego wizjonera Takashi Miike, wyszedł – uznawany za jeden z najbardziej bezkompromisowych – ostry, feministyczny szoker.

Granica szowinizmu męskich bohaterów jest przesuwana coraz bardziej, coraz bardziej… Cyniczna gra mężczyzn z kobietami rozpoczyna się już od przeglądania zgłoszeń do fikcyjnego castingu. Aoyama stwierdza nawet:

Jakbym kupował samochód. Nie wiem, co mam zrobić.

Ostatecznie decyzję podejmuje jego przyjaciel:

Musimy wybrać dziewczynę, aktorkę, która nie dostałaby głównej roli. Przeciętną.

Taka kandytatka byłaby idealna, bo:

Nie są nieszczęśliwe, a szczęśliwi ludzie nie potrafią grać.

Casting przypomina chory targ, w którym mężczyzna z pośród chętnych, niczego nieświadomych kobiet, wybiera tę, która będzie miała szczęście zostać jego nową żoną.

Wybór pada na Asami Yamazaki.

Jeżeli na fragment z castingiem narzucić siatkę interpretacyjną męsko-żeńskiej rywalizacji to oddziaływanie skromnej i uroczej Asami możnaby odczytać jako erotycznie dwuznaczną moc dostępną każdej femme fatale. Poprzez wypełnianie schematu interakcji: zależna kobieta – niezależny mężczyzna i utrzymaniu pewnej podniecającej aury tajemniczości, Asami uwodzi Aoyomo.

Dziewczyna została przedstawiona jako kwintesencja kobiecości w projekcji męskiego dominanta. Oczywiście można powiedzieć, że Aoyomo nie jest ideałem męskiego macho (nieśmiały, wrażliwy). Pozwala to w dalszej części filmu przetasować schemat podrzędnej kobiety i nadrzędnego mężczyzy, albo raczej aktywować skrypt niewinnego mężczyzny i kobiety modliszki.

Na drugiej randce-spotkaniu, podczas to której Aoyomo zdradza, że film (który nigdy nie miał powstać!) z powodu decyzji producentów nie doczeka się realizacji, Asami pojawia się ubrana w czerwony, seksowny płaszcz. Dodaje on nieco pikanterii do jej poprzedniego, szarawego wizerunku.

Oczywiście trudno nie oglądać z zażenowaniem topornej gry w uwodzenie naiwnego wdowca. Jeżeli jednak uświadomimy sobie, że podstawową grą jaka ma miejsca w Grze wstępnej jest gra w romantyczną konwencję o powinowactwie dusz i wzajemnym męsko-żeńskim dopasowaniu, to zachowanie Aoyomo wyda się o tyle prawdopodobne, o ile zdajemy sobie sprawę z choroby samotności i głodu miłości, który potrafi uczynić obiektem adoracji każdego, kto w najmniejszy chociażby sposób okaże nam swoje zainteresowanie.

Gra wstępna, mamiąc obrazem niewinnej, słabej i zależnej dziewczyny, pobudza lęk przed niekontrolowaną seksualnością, dzikim, pierwotnym libido, które zamienia mężczyznę w niewolnika… już nie pana, ale podległego, zagubionego i desperacko łaknącego spełnienia samca. Obraz ten jest spełnionym koszmarem, kiedy wybranka serca rzeczywiście okazuje się niegodna powierzonych jej uczuć. Krótko mówiąc, mężczyzna, który był łowcą, w brutalny i niespodziewany sposób zostaje przemieniony w ofiarę. Dodajmy przemieniony w nieuczciwej walce. No właśnie, kilka akapitów wyżej nazwałem Grę wstępną feministycznym szokerem. Jeżeli nałożyć jednak na samą konstrukcję fabularną i wykorzystywane motywy swoistą meta-analizę, można odnieść wrażenie, że paradoksalnie Gra wstępna jedynie powiela szowinistyczne skrypty, udając coś, czym w rzeczywistości nie jest.

Najważniejszym argumentem, przemawiającym za tą tezą jest stworzenie (wyciągniętego z lamusa społecznych stereotypów) portretu silnej kobiety. Tylko że jej jedyną siłą jest erotyczna zdolność pobudzania i uwodzenia mężczyzn. Asami nie jest ani inteligentniejsza, ani lepsza od swojej ofiary. Ona po prostu uwodzi i atakuje z zaskoczenia mężczyzn, którzy czują się już tak pewni swojej przewagi w patriarchalnym społeczeństwie, że zapominają o tym, iż pewne role mogą szybko ulec odwóceniu.

I co z tego, że mężczyzna słono płaci za swoje przewinienia i kłamstwa skoro jego sędzią staje się niezrównoważona emocjonalnie ofiara domowej przemocy, histeryczka wyładowująca swoją frustrację na przypadkowo spotkanych mężczyznach.

Wydaje się, że siła przewrotności filmu Miike osadzona jest na tym jedynym filarze, co w gruncie rzeczy czyni z jego filmu nic innego, jak jedynie ubraną w kostium feminizującego gore moralizującą przypowieść dla mężczyzn o tym, że wilk ukrywa się czasem w owczej skórze, a diabeł lubi przybierać kształty ponętnej niewiasty.

Nawet SAMO zakończenie (którego nie chcę zdradzać) sugeruje, że film jest pouczeniem dla mężczyzn, aby bardziej starannie dobierali sobie partnerki (ofiary?) i w żadnym razie nie przestawali panować nad sytuacją. Kobieta w tym ujęciu może być albo potulną towarzyszką mężczyzny, albo jego śmiertelnym wrogiem.

Sam portret Asami jednak (z jej toksyczną przeszłością i rozchwianiem psychicznym) sugeruje, że w tym drugim przypadku mamy do czynienia nie z równorzędną racją, ale patologią.

To, co odbywa się w drugiej części filmu, jest swoistą wizją chorego świata zranionej kobiety:

Nigdy nie czułam się nieszczęśliwa, bo zawsze była nieszczęśliwa.

Ostatnie pół godziny filmu to ostra jazda bez trzymanki, przeznaczona tylko dla widzów o mocnych nerwach. Ci którzy czują się masterami, bo obejrzeli wszystkie części Piły czy Hostelu, niech lepiej parę razy przemyślą, czy są w stanie strawić niesformatowany dla potrzeb masowej publiczności gore.

Wy faceci, kolekcjonujecie dzieczyny z castingów. (…) A potem dzwonicie, bo chcecie tylko seksu – mówi Asami, wbijając długie igły w ciało swojego kochanka i niedoszłego, przyszłego męża; dając do zrozumienia, że jedynie, co robi to wymierza sprawiedliwość. Ból za ból.

Słowa kłamią. Bólowi można zaufać. Kiedy czujesz ból zaczynasz poznawać samego siebie.

I tak, aż do „zaskakującego” finału.

Gra wstępna to japońska wariacja na ten sam temat, co w opisanym przeze mnie jakiś czas temu Antychryście. Czyli portret kobiety jako zmanipulowanej przez mężczyzn i przez świat istoty stworzonej do czynienia zła.

W tym kontekście niezwykle mocno i przewrotnie wypadają słowa Aoyomo:

Trudno zapomnieć, ale któregoś dnia zrozumiesz, że życie jest piękne. Bo jest, prawda?