Generalnie nie jestem portalem mającym ambicje przekazywać wszystkie informację związane bardziej lub mniej z kulturą horroru, ale tym razem pozwolę sobie na poinformowanie państwa o wydarzeniu, jakim jest bez wątpienia wydanie (jak to się mówi w Vivie, brrr…) ekskluzywnej kolekcji 9 filmów grozy. Ta-Daaa

Kolekcja jak już pisałem ma składać się z 9 filmów. Bardziej i mniej znanych. Prawdziwą gratką jest dodanie do każdego tytułu plakatu z filmu. Pierwszy (Rewelacyjny!) Upiór z operze ma pojawić się w sklepach na końcu sierpnia. Lista pozostałych tytułów też jest już znana: (1) Upiór w operze (1925); (2) Nosferatu. Symfonia grozy (1922); (3) Gabinet doktora Caligari (1920); (4) Sklepik z horrorami (1960); (5) Karnawał dusz (1962); (6) Strach (1963); (7) Człowiek, który wiedział za dużo (1934); (8) Zaginiony świat (1925); (9) Flash Gordon Conquers The Universe (1940)

No i plakaty:

Sam ten fakt jest tylko punktem wyjścia do moich refleksji na marginesie omawianego zjawiska marketingowego. No bo, fundamentalne pytanie, czy warto… Chodzi o to, że filmy się starzeją. No, niestety. Dlatego nie jestem przekonany, czy na omawiane filmy naprawdę warto wydawać kasę. W końcu prędzej czy później (No dobra 😉 później…) i tak będzie je można zobaczyć w TV, a raczej wielkiego wpływu na nasze życie, myśli miec nie będą.

Nie będę się zgrywał na totalnego znawcę-erudytę. Większości z tych filmów nie widziałem, ale nie chodzi tutaj o opinię na temat poszczególnych tytułów, ale na zastanowienie się nad czynnością jaką jest oglądanie starych, przestażałych filmów… Czy takie oglądanie naprawdę sprawia przyjemność? I czy w rzeczywistości nie przypomina to w pewnym stopniu oglądania zabytków architektury… gotyckie katedry, barkowe pałace… obrazy prerafaelitów są piękne, ale przecież tak odległe od naszego codzniennego stylu życia, od naszego świata. Pojawiają się w nim na moment jako odpryski z przeszłości, niemy dowód kontynuacji dziejów… Bierzemy to za dobrą monetę i idziemy dalej. No właśnie, z filmem jest inaczej. Głównie dlatego, że przywykliśmy je traktować jako produkt, element naszego świata, który dostarcza nam rozrywki, refleksji… I tutaj dziwnym zgrzytem są arcydzieła z minionych epok, no ba… arcydzieła, ale odległe, obce, wzbudzające w nas chłód i ironicznym dystans. I w tym jest właśnie klucz do zagadki. Kluczem jest nasze podejście. Zapewne gdybyśmy nie spodziewali się nic więcej niż po spacerze po angielskim parku uniknelibyśmy wielu rozczarowań. A przecież warto, bo w tak doskonałym stanie dzieła sztuki nie zdarzają się często.