Dawno nie było żadnej recenzji. Cóż… Więc teraz w ramach rekompensaty prawdziwy rarytas: mało znana, polska produkcja z lat 60′.
Zapraszam na seans…

Arystokrata Runiewski podczas balu w Moskwie (akcja rozgrywa się w XiX wieku) spotyka piękną Daszę. Urzeczony jej urodą i wdziękiem rozpoczyna zaloty, na które zarówno panna jak i jej rodzina patrzą życzliwym okiem. Salonową, przedmałżeńską sielankę niszczy jednak pojawienie się demonicznego, przybranego w czerń gościa – Wasyla Rybarenko. Gość szybko przerywa błogą nieświadomość Runiewskiego, zdradzając mu mroczny sekret: wszyscy uczestnicy balu to zmarli dawno temu. Utrzymują jednak ludzka postać dzięki zyciodajnej mocy ludzkiej krwi. Są wampirami. Runiewski w pierwszym momencie traktuje wszystko jako niesmaczny żart, ale z czasem jego wątpliwości i groza zasiane przez przybysza o morderczym wzroku zaczynają kiełkować, a głównemu bohaterowi coraz mocniej daje się we znaki uczucie osaczenia i narastającego zagrożenia.

Nie będę streszczał dokładnie fabuły. Nie jest specjalnie „zamotana”. Zresztą sam film trwa tylko pół godziny. Scenariusz powstał na podstawie opowiadania A. K. Tołstoja. Istotny jest jednak dwuzmaczny klimat całej historii, a właściwie sposobu jej prezentowania. Mamy więc: cyniczny horror, którego twórcy drwią z głównego bohatera i jego (jak sie okazuje nie tak silnej) wiary w rozsądek, która ma doprowadzić do przyszłej masakry; albo czarną komedię pełną niezamierzonych gaf wprowadzonego w błąd zastraszonego i zakochanego młodzieńca. Konflikt pomiędzy logiką i irracjonalnością. A jednocześnie między dwoma sprzecznymi gatunkami: horrorem i komedią.

Przed bohaterem filmu, jak i widzem, rozgrywa się intryga w której istotniejsze od typowych dla horroru zagadek (kto przeżyje? czy uda się pokonać zło?) jest to czy rzeczywiście oglada horror i czy powinien się bać, czy nie.

Dwuznaczność dodatkowo wzmacnia zakończenie, którego, no właśnie, nie będę zdradzał.

Film Stanisława Lenartowicza, absolwenta Instytutu Filologicznego Uniwersytetu Wrocławskiego 😉 powstał w 1967 roku. Sukces tym wiekszy, że w Polsce to zupełnie niefantastyczne czasy. Swoje premiery miały dramaty: Żywot Mateusza, Westerplatte, Lalka, Hrabina Cosel czy wniebowstąpienia, ale też… Sami Swoi 😉 Za granicą natomiast budzący silne skojarzenia a Upiorem Lenartowicza rewelacyjny Bal Wampirów Romana Polańskiego.

Warto odnotować, że za swoje dzieło Lenartowicz otrzymał w 1968 roku nagrodę na MFF Fantastycznych W Triescie. I rzeczywiście film trzyma fason i klase pomimo upływu lat, co nie jest częste, zwłaszcza w przypadku czarno-białych produkcji.

Swój wpływ na to miała oczywiście gwiazdorska, albo raczej po prostu bardzo dobra, obsada: Witold Pyrkosz, Jan Machulski, Aleksandra Zawieruszanka czy (rewelacyjna w roli brygadierowej) Jadwiga Chojnacka.

Muszę powiedzieć że ze wszystkich polskich filmów omawianego gatunku ten jest zdecydowanie w czołówce. Prawdziwy horror, kiedy straszy, kiedy ma straszyć i śmieszy w momentach gdy chcą tego sami twórcy.

Naprawdę polecam 🙂

Upiór; 1967 (premiera: II 1968) Polska; reż. Stanisław Lenartowicz; scen. Ziemowit Federecki, Stanisław Lenartowicz, na podstawie opowiadania A. K. Tołstoja; obsada: Jan Machulski, Jadwiga Chojnacka, Aleksandra Zawieruszanka, Ryszard Ronczewski i inni