Najwyższy czas na jakąś literacką odsłonę. A więc teraz… I to od razu od Kathe Koja. Jednej z najbardziej uznanych pisarek czarnego nurtu. Nie tak znanej, co prawda, jak Anne Rice (Wywiad z wampirem)… Ale no, bo też Koja to bardzo niestandardowa autorka, a jej książki zdecydowanie nie dla odbiorcy masowego. Dlatego też warto…

KATHE KOJA

Zacznę standardowo, bo jak zaznaczyłem postać mało znana.Urodziła się w 1960 roku, oczywiście w U.S.A. W wieku 31 lat zadebiutowała powieścią „Zero”. W Polsce wydana z prawie dziesięcioletnim opóźnieniem. „Zero” weszła na rynek wydawniczy z prawdziwą brawurą. Napisana chropowatym, nie popowym językiem, opowieść o grupce outsiderów odnajdujących przypadkiem… No tak, ale to nie ta recenzja 😉 doczekała się najważniejszych branżowych nagród: Bram Stoker’s Award, Locus Award i nominacja do Philip K. Dick Award. Późniejsze jej książki potwierdziły, że autorka kroczy swoją własną oryginalną ścieżką twórczą… aż dziwne, że ostatnimi czasy zrezygnowała z wzbogacanie tej ścieżki literackiej i zajęła się pisaniem powieści obyczajowych. (!)

Normalnie unikam kopiowania suchych faktów z biografii, ale pisarka, o której książce zaraz zacznę swoje story, nie należy do najbardziej popularnych, chciałem więc nieco przybliżyć jej sylwetkę.

URAZY MÓZGU

Fabularnie powieści Koji prezentują się nieco szczątkowo. Jeśli ktoś spodziewa się rwącej do przodu akcji, to się zawiedzie. No, ale to już tylko jego wina. Nie powinien narzucać sobie takich ograniczeń. 😉 A fabuła wygląda tak:Austin Bandy, artysta malarz, w pechowym wypadku doprowadza się do katastrofalnej sytuacji. Silne uderzenie w głowę może skończyć się dla niego naprawdę tragicznie. Na szczęście długotrwała, męcząca terapia i grupa neurologów-specjalistów pozwalają mu w miarę normalnie funkcjonować. Pod warunkiem, że nie przestanie brać drogiego, ale skutecznego lekarstwa. Problem tkwi w tym, że mimo zapewnień lekarzy, Austin czuje, że coś jest nie w porządku. Podczas atakujących go znienacka, przerażających wizji objawia mu się tajemnicza istota. Badania jednak nie potwierdzają możliwości nawrotu choroby. Diagnoza jest jasna: jest pan zdrowy. A niewymówiona sugestia brzmi: jest pan hipochondrykiem. Koszmary jednak powracają. A zatem… Jeżeli badanie nie potwierdzają choroby mózgu, to, być może, napastliwe obrazy są rzeczywistością, a sam wypadek otworzył mu bramy do… czegoś? Osamotniony i osaczony, zarówno przez własną psychikę, jak i otaczający go świat, bohater musi stawić czoło swojemu losowi.

Mimo że powieść idealnie wpisuje się w struktury fabularne horroru, sama akcja nie jest w niej najważniejsze. Liczy się przede wszystkim charakterystyczny, niezwykle plastyczny język i duszna, psychodeliczna atmosfera opisanego świata. Świata, którego próżno szukać w skąpanych we krwi i mięsie, mrocznych krainach z znanych innych horrorów, ale za to, który bez trudu można odnaleźć obok siebie, wszędzie, dookoła… Bo powieść Koji w dużej mierze koncentruje się na problemie iluzyjności granicy pomiędzy bezpieczeństwem, normalnością i stabilnością, a szaleństwem i metafizyczną, totalną samotnością. Bo w tej powieści głównym tematem jest właśnie samotność i niezrozumienie i przede wszystkim ogrom otaczającego nas, niebezpiecznego świata.

Nie bez powodu, jak podaje notka z tylnej okładki, „San Francisco Chronicie” pisze, że „Urazy mózgu” mają więcej wspólnego z prozą Franza Kafki i Alberta Camusa niż Stephena Kinga… I całe szczęście.Polecam J

Kathe Koja, Urazy mózgu (tytuł oryginalny: Bad Brains), rok wydania: 1992, wydanie polskie: 1996, przyłożył: Robert Lipski