Jedną z podstawowych, filozoficznych zagadek związanych z odbieraniem horrorów jest fakt, jak już pisałem, związany z samą podstawą. Jak można bać się czego, co wiemy, że nie istnieje. Kalia w komentarzach zaproponowała, bliską mi bardziej psychologiczną teorię. Dzisiaj zaprezentuję kolejną, omawianą przez amerykańskiego naukowca Noela Carrolla, koncepcję.

Iluzjonistyczna teoria fikcji

Iluzjonistyczna teoria fikcji mówi, że podczas odbioru dzieła z gatunku horroru ulegamy w tak silny sposób realizmowi, że następuje zawieszenie naszej niewiary w istnienie zjawisk o prostu na okres obcowania z „Koszmarem z ulicy Wiązów” wierzymy, że Freedy naprawdę istnieje. W ten sposób przyznajemy się, co prawda, do wiary w duchy i kosmitów, ale dzięki temu unikamy alogiczności naszego zachowania.

Myślę, że ta koncepcja ma jedną mocną stronę, o której nie pisze Carroll. Zwraca mianowicie uwagę na „niewytłumaczalny i hipotetyczny” charakter istnienia tego magicznego świata. Chodzi mi o to, że czasowa nawet wiara w istnienie krwiożerczych demonów wcale nie jest tak irracjonalnie, a nasze współczesne fikcyjne z założenia opowieści o duchach mają swoje podłoże w całkowitym przekonaniu i ich prawdziwości ludzi, którzy przekazywali je sobie w dawnych czasach przy kominku, popijając winem i nie znając czekolady. Teoria ta pokazuje, że źródłem naszego strachu przed demonami może być zakorzeniona w naszej świadomości wiara w ich możliwe (no, bo czy możemy być pewni, że nie?) istnienie. Problem polega tylko na tym, że omawiana teoria nie skupia się na źródle naszego strachu. Zdaje sobie zresztą sprawę, że takiego wytłumaczenia nie można zastosować do wszystkich przypadków odbierania horrorów. Myślę jednak, że mimo to ma ona w sobie pewien potencjał 🙂

No, ale wróćmy do głównego wątku. Iluzjonistyczna teoria fikcji zakłada, że w czasie oglądania Wojny światów, czy, jeżeli posłuzyć się przykładem Carrolla, Draculi zaczynamy wierzyć w ich prawdziwość. Ulegamy iluzji dzieła sztuki i zapominamy, że Dracula czy krwiożerczy kosmici nikomu nie grożą. Stąd strach.

W tym miejscu pojawia się właśnie pierwsza wątpliowość. Jeżeli nawet na chwilę zaczynamy wierzyć w wojnę dwoch światów, to nasze zachowanie, ograniczające się do jedzenia popcornu i wpartrywania się z przerażeniem w ekran, jest kompletnie irracjonalnie. Człowiek, wierzący w atak kosmitów, najpewniej zaczął by szykować sobie kryjówkę, albo próbował skontaktować się z bliskimi. Tymczasem obserwacia osób podczas czytania, czy oglądania horrorów pokazuje, że tego typu przypuszczenia są zupełnie błędne.

Nawet jeżeli uznać, że w wyniku technik, używanych przez twórców zapominamy o nieistnieniu Draculi, co pozwala naszej psychice i ciału reagować emocjonalnie na jego pojawienie się na ekranie, to nie wyjaśnie to faktu, że właściwe reagowanie na fikcję (w tym wypadku strach) nie ma nic wspólnego z wiarą w istnienie bądź nieistnienie prezentowanych bestii, ludzi i historii. Aby bowiem reagować na film grozy tak jak reaguje, to znaczy, nie uciekać, czy dzwonić po księdza, ale pozostać grzecznie w fotelu jest świadomość, że odbierane dzieło ma charakter fikcjonalny. Jeżeli zapomnielibysmy o tym, to odbieranie przyjemności z oglądania horrorów byłoby po prostu niemożliwe.