Niektóre filmy są tak kiepskie, że urągają inteligencji widza… Niektóre tak beznadziejne, że aż śmieszą… A o niektórych po prostu nawet nie ma co napisać… bo oprócz tych wszystkich cech są po prostu nijakie i nudne.

Na początek: Cofam wszystko, co napisałem o dobrze się zapowiadającym horrorze. Film jest tak beznajdziejny, że nawet nie mam specjalnej przyjemności z wypunktowywania jego wad. Porażka twórców jest za mało spektakularna. I tylko mogą budzić pewną konsternację megalomańskie wypowiedzi reżysera Grzegorza Kuczeriszki o pełnych salach kinowych i zarabianiu kasy. Sala kinowa w Multikinie pełna nie była i to chyba znak, że publiczność masowa jednak każdej kichy nie połknie.

Opowieść zaczyna się tak: Grupa młodych ludzi trafia do tajemniczego zakładu psychiatrycznego, gdzie w tajemnicy (chociaż, biorąc pod uwagę ilość wtajemniczonych osób nie takiej znowu wielkiej) odbywają się zbrodnicze eksperymenty paramedyczne.

Inspiracje filmami typu Hostel, Piła czy Teksańska masakra są z jednej strony o tyle jasne o ile reżyser postanowił stworzyć dzieło w podobnej konwencji, z drugiej o ile sam w trakcie promocji często odwoływał się do powyższych tytułów. Niestety zrozumiał to w bardzo dosłowny sposób, czyli kopiowanie poszczególnych pomysłów do swojej produkcji bez względu na logikę.

W efekcie powstała hybryda poszczególnych pomysłów plus średnie aktorstwo plus irytująco „horrorowa” muzyka plus denny montaż.

I tak na przykład bohaterowie od początku widzą widzą dziwne zjawy, które tak się mają do głównej linii fabularnej filmu jak Domowe przedszkole do Seksu w wielkim mieście. Ciągle irytujące przebitki na powykrzywiane twarzem mające zapewne podgrzać akcje. Mase debilizmów w stylu. Najpierw jesień, potem zima, najpierw noc, potem dzień. No i te bzdury obśmiane już w internecie z kajakami. Najpierw bohaterowie potrzebują kajaków, żeby się dostać do jakiś podziemi. Potem, gdy kajaki w tajemniczy sposób znikają, bohaterowie są zmuszeni nocować pod gołym niebem, ale już po chwili okazuje się, że spokojnie można do samochodu dojść pieszo, kajaki nie są potrzebne i jest nawet szybciej. Dodatkowo można się czepiać bardziej subtelnych nieścisłości. Jak na przykład całkowite różnice architektoniczne w prezentowanym w Porze mroku szpitalu. Niestety produkcyjne grzeszki twórców są widoczne jak na dłoni i rzaden mrok nie jest w stanie ich ukryć.

Prawdopodobieństwo psychologiczne bohaterów jest bardziej umowne niż pożywność chińskich zupek w proszku. Z jednej strony jadą na sekswycieczkę, z drugiej chcą odnaleźć brata jednej z dziewczyn, a z trzeciej zachowują się bardziej irracjonalnie niż bohaterowie filmów amerykańskich, co (trzeba przyznać) było pewnym wyzwaniem. A zakończenie po prostu zwala z nóg…

Nie mam sił pisać o tym filmie. Ale powiem, że blisko mu jakościowo do Klątwy Doliny Węża. Tylko, że Klątwa w całej swojej beznadziejności jest po prostu zajebista, a ten film jest kiepski jak przeterminowana maślanka.

Nie ma co bronić go ze względu na polskość produkcji… Chociaż trudno o brak konsternacji, gdy zdamy sobie sprawę, że twórca tego gniotu na miarę Dlaczego nie ma na swoim koncie (!) również Pożegnianie jesieni…

Niektóre prasowe recenzje mozna przeczytać tutaj.

Pora mroku; Polska, 2008; reż. Grzegorz Kuczeriszka; scen. Dominik Wieczorkowski-Rettinger; obsada: Jakub Wesołowski, Natalia Rybicka, Paweł Tomaszewski, Karolina Gorczyca i inni