Tobe Hooper w pierwszej serii Masters of horror pokazał futurystyczny świat przesiąknięty alienacją, segregacją i dylematami moralnymi niczym z amerykańskich „oper mydlanych”. Wszystko oprawione w dość elegancką inter-filmową otoczkę, w którym jednak centralne miejsce zajmowała i pewnie miała zajmować, postać Roberta Englunda. Odtwórcę legendarnego władcę koszmarów: Freddy’ego Kruegera.

W kolejnej serii MoH, twórca kultowej Teksańskiej masakry… sięgnął po napisane w … roku opowiadanie amerykańskiego pisarza (Ambrose Bierce) o nawiedzającej spokojne miasteczko mrocznej sile, przepełnionej rządzą zła.

Na prowincji w Teksasie…

…dochodzi do dziwacznych, niepokojących zabójstw i samobójstw. Niezwykle brutalnych i przywodzących na myśl apokaliptyczną anarchię, doprowadzającą do totalnej destrukcji. W centrum tej opowieści o tajemniczym, wszechpotężnym Złu zostaje postawiony, uosabiający mit dobrego szeryfa… Musi stoczyć walkę w obronie swojej rodziny, ale też tę drugą, która rozgrywa się w jego głowie. Gdyby spróbować zinterpretować film w psychoanalitycznym ujęciu, trudno nie zwrócić uwagi na symboliczny charakter domu, w którym mieszka główny bohater.

Dom w filmie Hoopera, odwołuje się (w tym wypadku poprzez prolog wyjątkowo mocno) do przekonania o zdeterminowaniu przez rodziców procesie kształtowania się natury człowieka. W filmie podkreślane są związki i podobieństwa między głównym bohaterem i jego ojcem, a także ciągłe powracanie przeżytych w dzieciństwie traum, jako kompleksów, które całkowicie zdominowały jego dorosłe życie. Rola ojca jako rywala, z którym relacja ogranicza się do przejmowania norm (kolacja) i walki na śmierć i życie (wszystko co potem).

Nie dziwi w tym kontekście fakt, że sam dom jest symbolem osobowości głównego bohatera, w którym nieuświadomione i wzbudzające instynktowny lęk popędy, ukryte są w niemożliwym do otwarcie metalowym pudełku, jakie (!) ojciec pozostawił synowi w dziedzictwie. Wciąż powracający w kulturze popularnej, jeden z najważniejszych dla tego nurtu artystycznego człowieka, motyw mrocznych, tkwiących w człowieku sił, wyrywających się z okowów zniewolenia i przejmującymi kontrolę nad jego myślami i aktywnością. Freud nazwałby to konfrontacją Id, tego co w człowieku ze zwierzęcia, z Superego, czyli tym, co w uformowała w nas kultura.

Najistotniejszą kwestią jest jednak, która strona natury człowieka jest tą prawdziwą, dominującą… a która tylko fasadą. Odpowiedzi zawarte w horrorach zazwyczaj nie pozostawiają wątpliwości. W filmie Hoopera jest jednak nieco inaczej. Tutaj siła przychodzi z zewnątrz i nawet jeśli zarysowane są opisane wyżej kwestię, to nietrudno zorientować się, że twórca postawił jednak na inne aspekty gatunkowej konwencji.

Mimo tego bowiem, co opisałem film Tobe’a Hoopera przesiąknięty jest popularnym w ostatnich latach nagromadzeniem brutalności i realizmu jej prezentowania. A zakończenie pokazuje, że mamy jednak do czynienia bardziej z horrorem fantastycznym niż psychologicznym kinem grozy. W efekcie rezultat dużo poniżej potencjalnych możliwości, jakie niosła za sobą opowiadana historia.